Jako 13 latka miałam w klasie koleżankę, która urodziła się zdrowa ale w wyniku ataku astmy i niedotlenienia mózgu od 3 roku życia była
zwolniona, określono to jako "tępotę pourazową". Jej rodzice, oboje wykształeceni, on nauczyciel technikum, za wszelką cenę przepychali ją przez normalna podstawówkę, jakby nie dopuszczjąc do siebie myśli o tym, co sie stało. Zupełnie już się popieprzyło jak urodził się braciszek, na punkcie którego sfiksowali, a tę bidulę oskarżali wciąż o nieuctwo. Przez dwa ostatnie lata podstawówki to biedactwo [wyrośnięte pod powałę i dręczone przez innych] wisiało na mojej skromnej osobie, przychodząc codziennie odrabiac lekcje, uczyć się ze słuchu rosyjkich wierszy na pamięć itd, itp. Moja Matula zorientowała się w sytuacji dopiero jak dostałam paru ataków płaczu i akurat przyjechała w odwiedziny Babcia, wieloletnia nauczycielka i wzięła sierotkę na mały sprawdzian.
Szkołę skończyła, została introligatorem a nawet założyła rodzine. Natomist ja, jak ją z daleka gdzieś zobaczę, to wieję, jaby mnie harpie goniły
