No więc od soboty walczyliśmy z przerabianiem mojej pracowej witryny na terrarium dla Zielonej - ponieważ mój teść jest osobą bardzo, bardzo, bardzo, aż za bardzo dokładną to całą sobotę spędzili na robieniu oświetlenia i zakładaniu wentylacji w górnej części - dzięki Bogu stwierdziliśmy, że póki co jest za zimno na boczną i odłożyliśmy to na "po mrozach"
W niedzielę dół został wzmocniony i zabezpieczony silikonem akwarystycznym, zdobyliśmy wystrój i w końcu we wtorek po nagrzaniu terrarium przełożyłam Zieloną do nowego mieszkania. Zielona jednak jest durna i porusza się tylko do 1/4 nowego domu od góry - chyba nie rozumie, że może zejść niżej. Albo też jeden taki gapiący się bez przerwy jej to uniemożliwia. W każdym razie jest zielona, nie przybiera koloru brązowego więc chyba nie jest źle. Je, pije, wydala - na razie się nie martwię.

Moja hodowla kotulinków powiększyła się dziś o trójkę nowych - wszyscy są klasycznie pręgowani - dwóch na zielono-beżowo-czarno a jeden na odcienie brązów. Wszyscy będą szukać nowych domów na pchlim targu i wspomogą dzięki temu mój budżet domowo-zwierzakowy.
Od lewej przedstawiam:
Igora, Hieronima i Miłosza - wszyscy chłopcy są wysocy i szczupli - mają około 40cm wzrostu


W poniedziałek zaliczyłam przedostatnią, siódma już chemię, czuję się całkiem nieźle, dostałam dziś zastrzyk z neulasty, o którą walczyłam od pół roku - to lek o przedłużonym działaniu i dzięki temu nie będę musiała brać kilkunastu dawek neupogenów - moje białe krwinki strasznie szybko spadają do stanu prawie zerowego. Śmialiśmy się, ze to chyba na odchodne dostałam. Nie mogę się już doczekać tego ostatniego razu - już chcę być po - na prawdę jestem bardzo zmęczona psychicznie tym wszystkim i marzę już o długim wypoczynku, o lenieniu się, leżeniu na trawie, mega długich spacerach po swoich ukochanych lasach, włóczeniu się bez celu z psami, wieczornym spijaniu piwka w miłym towarzystwie, śpiewach góralskich, ognisku. Bardzo bym tez chciała, zeby w końcu ktoś nas w tym naszym raju odwiedził z łodziaków.