ale ja to w sumie lubię taką pogodę. mróz, słońce, wysokie ciśnienie i można żyć

najgorzej jak plucha, pochmurno i ciśnienie leci na łeb na szyję... wtedy tylko zakopać się pod kołdrą i obudzić dopiero wiosną

my dzisiaj mieliśmy trochę "wyjściowy" dzień, bo udaliśmy się z Oligierdem do fryzjera. ostatnie podejście zakończyło się niepowodzeniem, ale teraz już nie było zmiłuj, ponieważ miał takie długie kłaczyska, że grzywa wchodziła mu w oczy. jechaliśmy przygotowani na ostrą walkę, ale... nasze ukochane dziecko, zachowało się jak człowiek cywilizowany i bez jednego skrzywienia dało się ostrzyc

summa summarum, musieliśmy to uczcić i pojechaliśmy coś zjeść i może coś upolować na wyprzedażach. upolowaliśmy...


a teraz kocie wieści

wszystko dobrze i bez zmian

Shillunia jakby ciut bardziej wycofana. to chyba wątpliwa "zasługa" mojego TŻa, który postanowił (pomimo mojego sprzeciwu) przestawić kanapę, za którą kota urzędowała. nowa sytuacja chyba ją zestresowała, bo zaszyła się w dziurze i w ogóle nie wychodzi. zjadła na szczęście wsunięte jedzonko...
ehhhh... faceci... ile im można tłumaczyć i gadać, a i tak nic nie dociera...

