Podobne "przygody" mam z braćmi Presto i Pigo. Gdy trafili do mnie w grudniu 2010 to były dwa dzikusy, które na sam widok człowieka zbijały się w jedną kulkę futra. A my z TŻ mieliśmy takie pojęcie o oswajaniu kotów, jak o podróżach w kosmos (wiemy, że się da, ale nie mieliśmy tej przyjemności). Mieszkamy w kawalerce, więc trafili do klatki. Spędzałam popołudnia, siedząc koło Nich, z laptopem, czytając, gadając do Nich, albo próbując głaskać. Gdy uciekli mi z klatki, widziałam Ich tylko w kuchni na karmieniu. Jakoś udało się Nam odizolować ich w łazience. Tym razem popołudnia spędzaliśmy w "kiblu"
Zrobili postępy, biegają po mieszkaniu, ale na sam dźwięk domofonu, dzwonka lub widok obcej osoby zwiewają do szafy i tam siedzą, nawet gdy "obcy" sobie pójdzie. A jak muszą wyjść w trakcie wizyty to biegają z podkulonymi ogonami, szorując brzuchami po podłodze
Do nas nabrali zaufania, chyba... Ale nie jednakowo... I mnie chyba lepiej "znoszą" niż TŻ... Pigo boi się wyciągniętej ręki, nie ważne, czy na dłoni jest przysmak, czy chcę Go pogłaskać to nie zawsze podejdzie, a częściej zwieje. Rzadko śpi "na widoku", woli szafę (w środku), transporterek, miejsca, gdzie Go nie widać. Z drugiej strony, jak się Go "dorwie" w odpowiednim miejscu to mruczy jak szalony i wystawia brzuszek do miziania (np. na lodówce albo pod kiblem.
Błagam nie pytajcie czemu, ale już nie raz siedziałam z głową prawie w wc, głaskając buraska... Ja też nie rozumiem.). Presto pcha się sam do łóżka, przytula do moich nóg, śpi z nami w nocy, ociera o laptopa, jak coś robię, a głaskany włącza niesamowity traktor. Ale niech tylko spróbuję któregoś z Nich wziąć na ręce - rzadko nie kończy się to moim podrapaniem... Potem mają focha i omijają mnie łukiem... aż do następnego karmienia

Chłopaki są na tymczasie i szukamy Im domków, ale boję się, że są w stanie zaakceptować i tolerować tylko nas...
