» Wto sty 24, 2012 10:52
Re: Wszystkie koty jamnika Melona
Czasem dziwne bywają ranki...
Wtorek to najgorszy dzień tygodnia: do pracy wcześnie rano, pośpiech i 12 godzin w pracy...
Dziś rano wtałam, skonstowałam z pewnym zdziwieniem,iż skończyła się psia Animonda w puszkach.Co było nieco dziwne bo wczoraj rano otworzyłam puchę świeżą,a jedna wystarcza na 4 karmienia worka bez dna zwanego potocznie MELONEM.
Psina pokornie (acz nerwowo!) czekała, więc sypnęłam suchego.Suche pożera się na ogół dwa razy szybciej,choć nie towarzyszą temy tak urocze efekty dźwiękowe (byliście kiedyś w chlewiku w momencie "zapodawania paszy"?)
Zabrzęczało w misce i zaczęło znikać w psiej czeluści.
Udałam się do łazienki.
Po mniej więcej trzech sekundach usłyszałam z kuchni
"Erkh...erkh...erkh..." i już wiedziałam.
Wpadło w niewłaściwą część psa!
W tzw"międzyczasie" przybiegł Młody.Oczywiście zrobił to,co każdy mężczyzna w tej sytuacji zrobić poiwienien: wpadł w panikę.
-Maaamooo!!!!!ON SIĘ DUUUUSIII!!!-wrzasnął i obiegł psa dookoła.
Obiegł psa dookoła raz jeszcze.
-RATUUUNKUUU!!!!
Ktoś musiał z tym ratunkiem pośpieszyć.
Ponieważ w kuchni był tylko krztuszący się pies, mój spanikowany syn i dwa Bardzo Zaintersowane Persy (BZP) wypadło na mnie.
Zaczęłam walić w psie plecki.
Niestety bezskutecznie.
-Erhhhh...erkhhh..erkhhh...
-NIE WAL GO!!!TO NIE JEGO WINA ,ŻE SIĘ ZAKSZTUSIŁ!!!-zawyło moje dziecko i złapało mnie za ręce.
Dziecka ma prawie 16 lat i waży więcej niż ja.I ma siłę w rękach jak rottwailer w szczękach.
-ZARAZ WALNĘ CIEBIE!-wrzasnęłam i złapałam jamnika od spodu , mniej więcej w połowie psa właściwego.Zaczęłam nim potrząsać.
-Erkhhhhhhhh...
Wokół mnie biegała oszalała i podniecona Amelia.
Oczy na słupkach, ogon w górze ,mina typu "łaaaał..ale impreza!!!żeby mnie tylko nic nie ominęło!!!".Fio siedziała troszkę z boku i co kilka sekund płakała :"nooo...miauuu.."co zapewne oznaczało " no dobra ,ja rozumiem,że pies...ale ...noo...ŚNIADANIE!!"
Waliłam psa w różne części,aż z rozpędu dałam Młodemu histerykowi w łeb.Poskutkowało!!!
Młodego jakby otrzeźwiło: wyrwał mi jamnika z rąk (a było co rwać- wszak to 15 kg!) i przewrócił go na ziemię .Po czym złapał z tył psa właściwego i uniósł w górę.
Erkhhhhrrrhrhkkrrr...
I wypadła jedna ,sucha, jamnicza chrupka.
Przez chwilę wszyscy zamarli: syn z psem w powietrzu, ja siedząc na podłodze, Fionia w kąciku.
Wszyscy oprócz Amelii....
CDN!