Kiri to bezdomniak, który zjawił się pół roku temu pod naszym oknem. Dokarmialiśmy go, bawiliśmy sie z nim, poszliśmy do weterynarza. Po paru dniach zapadła decyzja, że kociak zostaje z nami

Został odpchlony, odrobaczony, zaszczepiony na jakieś główne kocie choroby. Według naszego "pierwszego" weterynarza (do którego na nieszczęście trafiliśmy) kot miał około 1,5 roku do 2 lat, problem z zębami, który miał rozwiązać Stomorgyl i karma typu dental, oraz zapalenie uszu (na to dostał wtedy lek i zalecenie czyszczonia uszu Otosolem). Przytył troszke z nami, sierść zrobiła sie gęstsza - jest wesołym kociakiem, bardzo przez nas kochanym.
Ale dlaczego piszę tutaj?
Kiri tydzień temu poszedł z nami do innego weterynarza. Byliśmy ostatnio już poważnie zaniepokojeni ciągle wylatującą wodą z kocich uszek. I co się okazało? Okazało się, że Kiri już taki młody nie jest... Na oko drugiego weterynarza ma od minimum 5 lat może do nawet może 8-miu. Do tego nie ma "brudnych uszek", tylko świerzbowca usznego, oraz kamień na zębach, który doprowadził do zapalenia dziąseł, co z kolei doprowadziło do wypadniecia ostatnio dwóch przednich ząbków (myśleliśmy, że wypadnięcie ząbków było na wskutek upadku, co zresztą potwierdził pierwszy nieszczęśnik-wet). Ech... I tak oto biliśmy się w pierś, że pół roku biedak się tak męczył na wskutek złego wyboru weta.. Ale nie w tym rzecz.
No więc Kiri został zapisany na drugi dzień na zabieg, m.in.:
1. usuwanie kamienia (przede wszystkim)
2. kastracje, gdyż weterynarz przekonał nas do tej decyzji, a że Kiri jest wychodzącym kotem po pare razy dziennie, okolica jest pełna innych słodkich i mniej słodkich bezdomniaków, a on jest bardzo skory do zaczepek... nawet z psami

Pod wieczór przyszliśmy po kociaka pełni przekonania, że wszystko poszło ok, bez powikłań, bo kastracja to przecież taki prosty zabieg... Jak się okazało Kiri omało nam nie zszedł podczas zabiegu


Od zabiegu kastracji minie jutro tydzień. Ranka po cięciu się pomału goi. Na uszka ma Oridermyl, na ząbki dostał Synulox, żel dentystyczną Sachol i paste Stoma żel. Dodatkowo Immunodol Cat mu zakupiliśmy dla odporności i karme Royala Canina Skin Young Male (całkiem nawet się zajada). Ale znów na nieszczęście dwa dni temu Kiri złapał kociego kataru


I leży mi na łóżku i ledwo sapie, i leci mu z buzi i z nosa, i ja już nie wiem jak mu pomóc.. Nie śpi prawie nic (zresztą w trójke chodzimy od tygodnia jak zombii). Do tego nic nie chce dziś jeść, a tu się zbliża czas podawania Sulfarinolu do nosa, którego nienawidzi... Do weta mamy przyjść za tydzień jak nie przejdzie.
Jak Wy sobie radzicie z podawaniem kropel do kociego noska? Jak go złapać za karczek, żeby coś z tego wyszło i go przy tym nie uszkodzić? Mi nic z tego nie wychodzi.. I tak się oboje szarpiemy ze sobą, w dwójke, w trójke..
Jak kotkowi jeszcze pomóc? Ledwo wyszedł z jednego, to w drugie. No martwie się troche, martwie..
Jeśli mieliście podobne przeżycia ze swoimi, wszelkie rady przyjmę z wdzięcznością wielką


Pozdrawiamy
