Z PAMIĘTNIKA STAREGO FILOZOFA
Huj... hm... hujs...? Bardzo ciocie przepraszam, mój angielski taki wybiórczy jakiś... Zaraz... hjuston, mam.
Hjuston, mamy problem.
Poważny.
Otóż Fistaszek uznał, że pańcia nieodwołalnie i absolutnie jest jego. I już. Jak warczy na pańcia, kiedy ten ośmiela się kłaść do łóżka, ( w którym leży pańcia, ofc!) to jeszcze małe miki, cokolwiek by pańcio nie mówił, łba mu nie odgryzie. Ale jak warczy i rzuca się na Leona, sprawa robi się poważniejsza. Leon niby zębów nie posiada, ale tę chudą fistaszkową szyjkę zgnieść może bez wielkiego wysiłku. Leon może tak niewinnie wygląda - pańcio twierdzi, że Leon wygląda jak zbity pies -

... - ale nie zamierza sobie pozwalać, by jakiś pokurcz mu pyskował i dostępu do pańci bronił!
A tu pokurcz nawet Gabunię zaatakował i dopiero jak pańcia go kapciem potraktowała, to z trudem uznał, że - czasem - może się pańcią podzielić.

W związku z tym wszyscy są w stresie. I Gabunia i Leon i państwo, tylko Kartofel wyluzowany, bo nic nie słyszy.

W stresie byliśmy wszyscy przed Wigilią, bo pańcio sprzątał i wszystko pozmieniało miejsce...

Ale usiłowaliśmy jakoś sobie radzić.
Wracając do agresywnego pokurcza - pańcia mówi, że nie ma rady, serce, nie serce,nabiał obciąć trzeba będzie...
A żeby świątecznie zakończyć, patrzcie, jakie ładne pierniczki. Pańcia upiekła z przyjaciółką, a potem sama ozdabiała, o!

I jeden z prezencików...

A inny zostanie wystawiony na bazarku, bo się zdublował.

PS - Protazy zaczął kichać. Szysza bardzo chora. Argh!