no to ładnie

zostaję sama

a jak ja tam trafię?
napisz mi adres i drogę na pw,ok?
zdjęcia bedą-sprzęt kupiony w sumie tylko dla kociaków-mój TŻ całe Święta go "rozpracowuje"
Neska i Pedros to już miziaki (oczyw.tylko do mojego TŻ-ta

)
zrobię kawe i napiszę dalej...

..już po kawie..
ogł. Simbusia i Zuzki przyniosły nam szczęście a więc dla dwupaczków jak znalazł.trzeba tylko zaznaczyć że oba kicie sa póki co troszkę nieśmiałe i lękliwe ale to już wielkie miziaki i wesołe zabawowe kotki -chociaż w tym pozytywnym sensie.
oczywiście może w domku okazać się że wcale lękliwe nie są, ale mnie się boja a więc ja uważam je za lękliwe.
natomiast Zozi i Śnieżka niczego się nie boją-uwielbiają się tulić i Zozi wspina się nawet na mnie
oni ,z kolei często są tak rozbawieni że nie maja czasu na tulenie-zwłaszcza Śnieżka.
jak pisałam Śnieżka jeszcze pojedzie na kontrolę do dr.Neski a zapomniałam o tym że Zoziemu przecież pobraliśmy wymaz na bakteriologię z gardziołka i już powinien być wynik-czyli ta parka w drugiej kolejności bo nie bedzie gotowa do pójścia wcześniej jak za 3 tygodnie.
natomiast Nesca i Padros już mogliby śmigać bo zdrowi,szczęśliwi i u mnie "się marnują"

Niki-bardzo Cię prosze o fb dla Fila na razie-pani powiedziała że jest już zdecydowana mimo że pokochała Fila,chociaż Alareipan ma z nią jeszcze rozmawiac aby pan podjąła jakieś konkretne leczenie bo mnie co do tego pani zeznawała niejasno.
ale jeśli pan już z tego powodu był w szpitalu to nie wierzę że będzie chciał jeszcze coś w tym kierunku zrobić pod kątem zostawienia kicia.-jednak przecież alergen jest już wszędzie i nie zniknie i skoro pan tak straszliwie na niego reaguje to najrozsądniej byłoby się wyleczyć a nie pozbywać kota.
ja sama jestem od 20-tu lat uczulona na kurz,koty i psy,-kiedyś było tragicznie-po odczulaniu poważne,zagrażające życiu objawy (bo i takie miałam na poczatku) prawie ustały.
w zamian za to pojawiła się astma którą leczę dopiero od dwóch miesięcy i też wszelkie objawy jak ręką odjął-a więc nikt mi nie wytłumaczy-sama wiem że można przy takich schorzeniach mieć stado zwierząt i w ogóle nie odczuwać swojej choroby.
myślę jednak że do tego trzeba mieć bardzo silny charakter,silną motywację i nie brac w ogóle pod uwagę drogi pozbycia się zwierzat a jedynie drogę pozbycia się objawów choroby-być o tym wewnętrznie przekonanym tak jak ja-ja nie wyobrażam sobie życia bez zwierząt-to byłoby dla mnie równe kalectwu uczuciowemu a więc w ogóle nie mieści mi się w głowie abym ja mogła temu ulec i zamiast za wszelką cenę pokonać chorobę być pokonana przez nią.
Co do Kałbojsika to pani ostatnio nic nie mówiła o oddaniu go-musi go jednak bardzo kochać-po N.R. poprosze Cię Jus o wizytę "kontrolną"-może z jakimś prezencikiem dla chuliganka-aby wybadać pani nastrój.
a 8-go lutego wraca Julia z Nowej Zelandii (!!!), a więc będziemy miały pomoc w tej trudnej sytuacji.
Pani napisała tylko że "demoluje mieszkanie jak zwykle i wyje całymi dniami i nocami..."
słyszałam to "wycie" -bez przesady-to zwykłe pomiaukiwanie a kot wygląda kwitnąco (byliśmy tam z Kamilem który go zbadał), a więc na pawno nie jest nieszcześliwy,tylko się nudzi.
Julia pracuje nad panią w kwestii wzięcia drugiego kota do towarzystwa-przecież pani już i tak ma wszystkie skorupy wytłuczone to co jej zależy
żarty żartami ale czas pokaże czy Kałbojsik wróci-na razie kotu nie dzieje się krzywda-a wręcz przeciwnie, a więc nie ma alarmu.