Na pomysł tego wątku wpadły Korciaczki.
To od nich mamy to nasze czarniutkie szczęście – Hanę.
Ale nie od Hany się zaczęło, najpierw była Czika.

Panna z piwnicy. Podobno chodziła i miauczała pod piwnicą, więc któryś z sąsiadów litościwie ją do tej piwnicy wpuścił … i zamknął.

Okienek, żeby mogła wyjść nie ma...

Po jakimś czasie TŻ mój zszedł do piwnicy i wrócił biegiem oznajmiając, że trzeba mięska, kiełbaski i wody przede wszystkim znieść, bo w piwnicy jest kociak jakiś. Całą rodziną kolektywnie w te pędy zbiegliśmy do piwnicy. Kicialiśmy, cicialiśmy – z tymi smakołykami w ręku. Nagle spod jakiś drzwi wypełzło małe, przeraźliwie chude „cuś”. Głośno miaucząc podbiegło do nas i bez jakiegokolwiek wahania wdrapało się po mojej nodze – dosłownie – do rąk. Spojrzałam na TŻ-ta wymownie. „Ale tylko ją odkarmimy!” - stwierdził stanowczo - „I wypuścimy. Bo to dziki kot jest”.

I tak odkarmiamy naszą Czikę już ósmy rok. A było co odkarmiać. Kocina była tak chuda, że głaszcząc ją wyczułam na tylnej łapie jakiegoś guzka. Na początku wystraszyłam się, ale po chwilki zrozumiałam, że to był po prostu mięsień. Skóra i kości było z tego kociątka.
Teraz Czika jest pierwszą damą w naszym kocim domu. Intelegentna - ale literaturę lubi lekką...

Kolejny nabytek to Kizia.

Kocię wielu imion... Dzieci będąc na wakacjach opiekowały się kotkiem sąsiadów. Przychodził do nich z domu obok. Co tu dużo gadać – na wyżerkę. A wybredna Kizia nie była, oj nie! A to kartofelka z obiadu zjadła, nawet ogóreczka z mizerii.

Teściowa zachwycona tak niewybrednym kotkiem była. I chlebuś z pasztetową jadła – kotka, nie teściowa rzecz jasna... Dzieci dzwoniły do domu i opowiadały o kociaku. Kłótnia o imię trwała – zaczęło się od Tofu (?), potem była Balbina, Milka.... więcej nie pomnę... Ale kot miał zostać na wsi. Nie był nasz, o nie! Tyle, że dzieci już zaczynały kombinować... Te ciągłe telefony, jaki to kociak śliczniusi, że taki miziasty i miły, że tak ich kocha i w ogóle! No i pamiątka z wakacji przyjechała do Chorzowa. TŻ, który już wtedy pracował za granicą, nic nie wiedziała o siurpryzie. Afera po przyjeździe była, że hoho!! Ale po dwóch dniach był już zakochany... A że woli proste imiona, to stwierdził, że to jest Kizia... Kizia jak nic!
Kizia - z wiejskiego kota - stała się pewną siebie, oczytaną kocicą...

No i Hana. Kot z wyboru. I to ona nas wybrała!! Córka przeglądała ogłoszenia na allegro. Tak, bez żadnej chęci kupna kota. I nagle zobaczyła Hankę. I czy to Korciaczkowe zdjęcia sprawiły, czy po prostu miłość od pierwszego wejrzenia, nie wiem. Zaczęła mi córa wiercić dziurę w brzuchu. I to razem z synem. Włączyłam komputer, a tu zdjęcia Hany na tapecie. Ciągle tylko Hana i Hana... I napisała Córcia do Pani Basi maila. A potem już ja się tym zajęłam, bo jak można się było oprzeć Hanulce takiej????

A teraz Hana podrosła:

Trzy koty, ja, dwoje dorosłych dzieci, TŻ... to wszystko na 55m2... No, TŻ za granicą pracuje i rzadko w domu bywa...

Bywa wesoło...
A o Hanie i jej drodze do nas, pobycie u Korciaczków można poczytać tu -
viewtopic.php?f=13&t=128178 .