Jakąś godzinę temu wróciłam z nocnych wędrówek ulicami Ochoty i Śródmieścia.
Na Dantyszka znowu pozrywane ogłoszenia, więc je ponownie nakleiłam. Na Mianowskiego, Mochnackiego i w okolicy większość wisi, dokleiłam kilka. Kotów ani śladu.
Zaliczyłam także Kolonię Staszica. Musiałam podoklejać sporo ogłoszeń, bo prawie wszystkie zniknęły. Ku mojemu zmartwieniu jedna z karmicielek wywiesiła tam smutne ogłoszenia, że w okolicy grasuje jakiś morderca kotów i 30 listopada znaleziono kolejnego zamordowanego kota, należącego do jednego z mieszkańców Kolonii.
Jest tam apel o pomoc w namierzeniu oprawcy. Pani ta sygnalizowała mi gdy tylko ją poznałam, że tam się dzieją takie rzeczy, zgłosiła nawet sprawę w prokuraturze, ale ją oczywiście umorzono.
Wymieniłam także nieczytelne ogłoszenia na Sędziowskiej blisko miejsca ucieczki, po jej drugiej stronie także, powiesiłam na Filtrowej, bo także wszystkie zdarte, pochodziłam po Nowowiejskiej i okolicach. Maszerowałam tak prawie przez 3,5 godziny.
Bardzo to był ciężki dzień, jak zresztą wiele innych w mojej obecnej sytuacji życiowej.
Żeby się chociaż Ogrynia odnalazła, byłoby mi łatwiej i miałabym w sobie więcej optymizmu.
A tak to chodziłam dzisiaj po Sędziowskiej, Prezydenckiej, Prokuratorskiej, Langiewicza itd. czyli tam gdzie wylałam najwięcej łez, bo tam szukałam koteczki gdy tylko uciekła z tej nieszczęsnej piwnicy.
Pomyślałam, że może Ogrynia tam się wycofa, nie powędruje dalej - na drugą stronę Grójeckiej. Więc znowu powiesiłam ogłoszenia.
Kiedy tak spaceruję sama po pustych ulicach, dopiero wtedy wiem jak gorzko smakuje samotność
