gagata1 pisze:Wieloletnia dzierżawa w sposób oczywisty rozwiązuje ten węzeł. Ewentualny inwestor musiałby np partycypować w pozyskiwaniu i zagospodarowywaniu nowego terenu. Tak było w Lublinie.
I pewnie tutaj tez już byłby problem rozwiązany, wszak ani Viva ani PdZ nie dysponuja własnymi schronami. Szkoda,że do porozumienia nie doszło - az boje sie wierzyć w te rewelacje o prywatnych osobach w akcie notarialnym.
Nie jestem miłośnikiem żadnego zbieractwa ale uważam, że działania organizacji prozwierzęcych powinny być humanitarne także wobec osób starych, niewydolnych i chorych psychicznie.Nocny najazd na ta stara kobietę naprawde niczemu nie słuzył, poza kolejna próbą wdeptania jej w błoto.Ta kobieta juz się zrzekła zwierząt. Jesli wiedzieli,że jest tam konający pies, to nie musieli czekać do zmroku, a jesli celowo wybrali taka porę, to pewnie liczyli się z tym,że po ciemku niczego nie zobaczą ani nie pomogą żadnemu zwierzakowi.
Zresztą każdy niech tą akcje ocenia według własnego sumienia. Nikt z nas nie wie, jaka starośc go czeka.
A pytania o ilośc i stan kotów w Korabiewicach proponuję kierować do uczestników tego nocnego najazdu, z pewnościa je policzyli...
ale dzierżawa zależy od właściciela ziemi, to on musi się na nią zdecydować i tylko on stawia tu warunki, on mówi na ile lat i co fundacja może w tym okresie robić na jego ziemi. Dzierżawa to też nie jest "przejęcie" ziemi, to normalna, legalna sprawa. Nie widzę tu żadnego podstępu.
A skąd wiadomo kiedy dostali informacje o złym stanie psa? Ciemno robi się już o 16, czy wiecie o której godzinie dostali zgłoszenie? Do tego jeszcze trzeba doliczyć dojazd itd. Skąd pomysł że specjalnie czekali aż będzie ciemno?
Zrzekła się zwierząt na rzecz Marka, to chyba dla wszystkich jasne że tak naprawdę nic się nie zmieniło. Zmiana jest tylko na papierze i tylko po to żeby nikt się jej nie czepiał i żeby żadna fundacja nie mogła odebrać jej zwierząt, bo Marek nie ma postawionych zarzutów o znęcanie się więc nikt nie ma podstaw żeby zabrać mu zwierzęta.
Tak to starsza, schorowana kobieta. Żyje w domu bez prądu, w domu w którym stado psów sra i sika. Musi sprzątać ich odchody z łóżka żeby móc się położyć, a sama przyznaje ze nie jest to łatwe kiedy po ciemku nic nie widać. Dobrze by było żeby obrońcy Magdy zrozumieli że bronią takiego stanu rzeczy. Ona jest chora, dobrowolnie nie odda zwierząt. Jeśli wszyscy dadzą jej spokój o który tak zabiegacie, to ona w końcu umrze w tych odchodach wśród stada zaniedbanych psów. Tam jest potrzebna interwencja dla jej dobra. Trzeba jej odebrać psy które ma w domu, zostawić 2-3 żeby nie była sama. Zrobić porządek ale niestety trzeba to narzucić odgórnie bo ona nie da sobie pomóc dobrowolnie.