
Pojechałam tam dziś, poniżej relacja, przekopiowana z forum Kotyliona

Georg-inia pisze:słuchajcie, jest masakra![]()
O karmicielu się nie wypowiadam, bo to beton: jak koty znajdą domy - to je odda, o schronisku słyszeć nie chce, i "jak będzie pod ścianą i go wyrzucą z tej pracy, to on te koty pod pachę i zabierze do domu"... Ale woli nie, bo one tutaj "mają wolność", a w domu to "na pewno zaraz przez balkon uciekną"![]()
Wolność objawia się tak:
dwa kocurki: bury Dawidek i biało-bury Edgar - są grube, wypasione i w dobrej formie, ale podejść nie chciały. Osobiście się nie dziwię, bo oprócz karmiciela i mnie była pani Agnieszka z mężem i mój TŻ, więc za dużo ludzi. Dawidek jest podobno miziakiem wywalającym brzuch do góry. Z Edgarem gorzej, ale nie jest dzikim kotem - był miziasty, ale podobno miał jakiś wypadek, dostał silnikiem od auta czy coś, wylizał się ale od tego czasu jest trochę nieufny. Tu nie ma paniki, odjajczy się chłopaków i jeśli nie znajdą się domy - najwyżej niech karmiciel ich zabiera. Edgar ma podobno około 4 lat, Dawidek trochę ponad 2 lata.
To Edgar:
A tu Dawid - zdjęcie robiła pani Agnieszka jakiś czas temu
Totalna porażka jest natomiast z dwiema małymi dziewczynkami. Są młodziuteńkie, jeszcze nie wszystkie zęby do końca wyszły. Mają może pół roku. I niestety nie da rady ich wyciąćdlaczego - to same zobaczcie.
tu jedna dziewczyneczka![]()
charczy, nie może przełykać, boli ją gardło, z nosa wiszą gluty. Dała mi się wziąć na ręce, nawet ją sobie przekazywaliśmy, bo chciałam obejrzeć buzię i TŻ ją trzymał
a tu druga
Tej bardziej rzuciło się na oczka, ale jest osowiała, nie je... Dodatkowo coś jest nie tak z prawą przednią nóżką, stara się nią nie podpierać. Podobno kuleje "już długo" jak to określił karmiciel. Też się daje brać na ręce, ale troszkę się wyrywa, może przez tę nóżkę...
Zastrzyki odpadają - ja bym mogła je codziennie podawać, ale jak je raz ukłuję, to na drugi dzień - obawiam się, że nie będzie kogo leczyć. Tam wszędzie są otworki w drzwiach, te koty łażą gdzie chcą. Można niby tabletkami, ale karmiciel ich nie poda, a koty mają kiepski apetyt. Poza tym jest zimno, tam nie ma żadnego ogrzewania, one się po prostu nie wylecząPotrzebny jest tymczas, choćby na ten czas, żeby je wyleczyć i wysterylizować, potem mogą tam wrócić i czekać, aż nie znajdzie się jakiś dom...
Pani Agnieszka ma 5 kotów i psa, wszystko znajdy. A w firmie siedzi szósty - Maruda. Stał im podobno na tarasie od 9 wieczorem i wył, żeby go wpuścić. O północy zmiękli i wpuścili go do domu. Maruda ma ok. 1,5 roku, jest już wycięty i szuka domu. Ale nie jest jeszcze zaszczepiony, więc pani Agnieszka nie może przynieść tych dwóch małych do firmyA Maruda mieszka w firmie, bo koty p. Agnieszki spuszczały mu regularny łomot. Będzie prośba o ogłaszanie Marudy, dostanę tekst, jakieś zdjęcia mu dziś zrobiłam.
Pani Agnieszka i jej mąż są bardzo chętni do pomocy. Logistyką się zajmą. Nie wiedzieli, że te kotki są w złym stanie, ale teraz szukają też na własną rękę jakiegoś szpitalika, hotelu, cokolwiek, dzwonią po rodzinie i znajomych...
Założę wątek, ale problem polega na tym, że te kotki nie mają czasu. Jeśli w miarę szybko nie zaczną być leczone - bura z białym straci oczka, a cała bura po prostu dostanie zapalenia płuc - o ile już go nie ma![]()
czy ktoś może dać chociaż tdt? żeby wyleczyć, wysterylizować i - jeśli się domy nie znajdą - nawet wypuścić koteczki na ich teren? Kotylion zajmie się ogłaszaniem, leczeniem, możemy pożyczyć kennelówkę. Brak nam tylko ciepłego kąta dla tych maluchów
