Ehh, no niestety choć sprawa ta leży mi bardzo na sercu, to niewiele tam zdziałam
Totalny brak czasu, mam w domu 20 ogoniastych, no i praca całe dnie, na akcje i pomoc innym trudno mi wygospodarować choć chwilę czasu.
Owszem złapałam i zawiozłam na sterylizacje 2 młodziutkie koteczki, nawet trzymałam je po tym 4 dni na DT aby sprawdzić czy będą nadawać się do adopcji, ale dziewczynki choć przepiękne, to niestety nie chciały współpracować i musiałam je zwrócić pani Krystynie.
Starszy czarny kocurek został wykastrowany bo został omyłkowo złapany - myślałam, że to kotka matka (są tej samej wielkości i koloru), a jak już był w lecznicy to p. Krystyna stwierdziła, że ona i tak go udamawia to go ciachnęłyśmy.
Pani Krystyna okazała się osobą bardzo zaangażowaną i właściwie w dużej mierze pomaga sobie sama - próbuje udomowić część młodych kotków aby nadawały się do adopcji, jak z tym wyjdzie nie wiadomo, ostatecznie będzie trzeba je tam dokarmiać, jeśli pani Krystyna wyjedzie to trzeba będzie kogoś zorganizować do karmienia.
Za zabiegi kotek i kocurka zapłaciła pani Krystyna (po cenach fundacyjnych razem 280zł), bo PKDT jest w długach i same płacimy za wszystkjo z prywatnej kieszeni więc trudno nam pomagać jeszcze na zewnątrz w tej chwili.
Tak sytuacja wygląda.
W przyszłym tyg. zawiozę klatkę łapkę spowrotem p. Krystynie aby polować dalej na kotkę matkę.
Poradzę pani aby nie trzymała na tarasie pełnych misek całe dnie, bo niedługo z całej dzielnicy się koty zejdą na zimę

. Trzeba nakarmić te co są i schowac żarcie. Trudno inaczej kotów będzie coraz więcej.