Dziękuję, Inko, bardzo lubimy Twoje wiersze u nas, tak się cieplutko robi.
No właśnie, cieplutko. Dzisiaj plus osiem. A nie mówiłam, że zimy prawdziwej nie będzie?
Podobno, jak nie ma w jesieni grzybów, to i mrozów nie będzie. Grzybów nie było
Mam coś na pocieszenie tych długich, ciemnych popołudni. Za miesiąc o tej porze będzie jaśniej

A nawet wcześniej!
Przesili się i idziemy ku wiośnie.
Jestem pod wrażeniem, poznałam Karmicielkę! Pierwszą w życiu prawdziwą Karmicielkę.
Różni tu ludzie dzwonią do furtki. A to jajka, a to pranie dywanów, świadkowie Jehowy, ktoś zbiera złom, koks wożą, albo ziemniaki. Codziennie ktoś ma coś, dzwonek dzwoni, MićMić zwiewa do szafy i tak w kółko. Ja się wychylam przez okno w kuchni i przeważnie uprzejmie dziękuję, za papier toaletowy też.
A tu ostatnio stoi przy furtce pani o płci

i wieku nieokreślonym i pyta, czy się nie przybłąkał kotek, taki szary, mały, kulejący, bo pytała w sklepie (a w sklepie wszystko wiedzą), kto tu ma koty i wyszło na mnie.
Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że kotka nie widziałam, ale gdyby co, to poprosiłam o zostawienie karteczki z telefonem w skrzynce pocztowej, gdy zobaczę, dam znać.
-Teresa jestem, karmicielka! A ty jak masz na imię?
- Ola.
Opowiedziała mi o biednym koteczku i o tym, że tam, na końcu ulicy mojej razem z jednym panem dokarmiają niczyje koty i że pan okienko ma w piwnicy w zimie otwarte i że sterylizują co się da i że w ogóle
Ale szybko pobiegła ulicą, tam, do końca, bo mógł być ten koteczek.
Niezwykle sympatyczna osoba.
Minęły dwa dni, dzwonek przy furtce. Zaglądam przez okno, Teresa! Z kontenerkiem pod pachą macha do mnie i woła: mam go! Idziemy właśnie do lekarza! I pognała w kierunku naszej osiedlowej lecznicy.
Nie wiem, co z kotkiem, ale wiem, że jest w dobrych rękach. Teresy. Karmicielki.
Niby nic się wielkiego nie wydarzyło, a ja jestem od kilku dni pod wrażeniem.
Dobrze, dobrze, że są Teresy.
A swoją drogą nigdy nie wiedziałam w okolicy niczyich kotów.
Poza dwoma. Cośką i MiciemMiciem
