Adopcja rocznego dzikiego kocura - wielki problem

Kocie pogawędki

Moderator: Estraven

Post » Pon lis 28, 2011 22:44 Adopcja rocznego dzikiego kocura - wielki problem

Witam. Jestem psiarzem, nie kociarzem, ale życie płata figle. Mieszkam w tropikach. W trakcie monsumu rok temu, kotka z młodym, ze względu na kilkudniowy deszcz schroniła się na mojej posesji. Codziennie dokarmiałem mlekiem i Whiskas. Matka wkrótce zaginęła w akcji. Tutaj rządzą psy(jest ich stanowczo za dużo na ulicach) . Kocurek przetrwał. Dokarmiam go od ponad roku, śpi po kilka godzin w domu, ale nie ma mowy, żeby do niego się zbliżyć. Syczy i raz uderzył mnie łapą. Na szczęście bez pazurów. Jest bardzo nieufny. Teraz podrósł i ciągle walczy z innymi kotami. Ma powyrywane pazury z tylnych łap. Są spuchnięte i krwawią. Ogólnie jest zdrowy i silny, ale chciałem zabrać go do weterynarza. Jak to zrobić? Nie chcę na siłę, bo prawdopodobnie mnie podrapie, a zastrzyki mi się nie uśmiechają. To jest dziki kot i nie mam zamiaru go udomawiać, ale jak go wsadzić do samochodu?
Pozdrawiam.

kroto

 
Posty: 2
Od: Pon lis 28, 2011 22:08

Post » Pon lis 28, 2011 22:59 Re: Adopcja rocznego dzikiego kocura - wielki problem

Kroto, przydałaby Ci się klatka-łapka. Są tam gdzie mieszkasz jakieś organizacje prozwierzęce? Schronisko może (może mieliby klatki)?

mrr

 
Posty: 2353
Od: Czw gru 11, 2008 17:48

Post » Pon lis 28, 2011 23:05 Re: Adopcja rocznego dzikiego kocura - wielki problem

ewentualnie spróbuj dostać od weterynarza środek uspakajający dla zwierząt, taki który kota trochę przymuli i wtedy może da się schwytać w ręce (a potem koniecznie trzeba zapakować go do bezpiecznego transporterka-klatki, tak żeby przerażony nie uciekł w nieznanym dla niego miejscu). Nie wiem tylko czy weterynarze tam u Ciebie mają takie specyfiki...

W Polsce weterynarze na ten specyfik mówią potocznie "głupi jaś".

Aha, ten specyfik jest (w Polsce) w tabletkach, które się dodaje zwierzęciu do jedzenia - po ok. pół godzinie zaczyna działać. Tylko koniecznie kot musi być wtedy zamknięty w domu, bo jak to zje, a potem pójdzie na dwór, to może nie zdążyć uciec przed psem na przykład.
♪♫♬ ♪

*anika*

 
Posty: 13244
Od: Pon mar 28, 2005 20:15
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon lis 28, 2011 23:12 Re: Adopcja rocznego dzikiego kocura - wielki problem

Dzięki, spróbuję. Lokalny weterynarz przez telefon mówił to samo, ale przyznam się, że mam pietra. Nie chcę go wystraszyć (kota, nie weterynarza oczywiście).

kroto

 
Posty: 2
Od: Pon lis 28, 2011 22:08

Post » Pon lis 28, 2011 23:21 Re: Adopcja rocznego dzikiego kocura - wielki problem

kroto - w tamtych regionach polecam kontakt z klinika przy ZOO, jest zazwyczaj najlepiej wyposażona. Pewnie mają tam klatki łapki, bo w ręce dzkiego kota nie złapiesz.
Jeśli postrzelisz go tym "głupim jasiem", nie zwiotczy się od razu, wtedy może ucieć i paść ofiarą innych drapieżników.
Obrazek Obrazek
PRZEPRASZAM ZA BRAK POLSKICH ZNAKOW.

Rakea

Avatar użytkownika
 
Posty: 4915
Od: Śro lis 14, 2007 23:56
Lokalizacja: Praga nad Wisłą

Post » Pon lis 28, 2011 23:24 Re: Adopcja rocznego dzikiego kocura - wielki problem

Rakea pisze:kroto - w tamtych regionach polecam kontakt z klinika przy ZOO, jest zazwyczaj najlepiej wyposażona. Pewnie mają tam klatki łapki, bo w ręce dzkiego kota nie złapiesz.
Jeśli postrzelisz go tym "głupim jasiem", nie zwiotczy się od razu, wtedy może ucieć i paść ofiarą innych drapieżników.

na pewno mówimy o tym samym? :wink:
♪♫♬ ♪

*anika*

 
Posty: 13244
Od: Pon mar 28, 2005 20:15
Lokalizacja: Warszawa




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google Adsense [Bot], LikeWhisper i 75 gości