filo pisze:Przeczytał wątek i powtórzę, to o czym wspomniała część osób: behawiorysta.
U weta to wy opowiedzieliście wszystko i wet miał tylko wasze słowa. Przydałby się ktoś, kto wejdzie do was do domu i spędzi z wami trochę czasu obserwując kota w jego środowisku. Na którymś kanale jest program "Kot z piekła rodem". Przypadkiem oglądałam odcinek o agresywnej kotce. Okazało się, że wystarczyło tak naprawdę niewiele, żeby agresja się skończyła: zmiana chwytania kota i dobudowanie mu atrakcji w mieszkaniu. Na 100% istnieje czynnik wywołujący ataki agresji. Trzeba go znaleźć. Kot jest agresywny z jakiegoś powodu. Jeśli okaleczysz kota zamiast poszukać przyczyny ataków, to tylko spotęgujesz złe samopoczucie kota. Agresja jest formą obrony. Kot czuje się zagrożony i walczy o swoje przetrwanie. Trzeba poszukać jak pomóc kotu, żeby przestał się bać. Wtedy wszyscy będziecie bezpieczni.
Teraz na czas diagnozowania może lepiej zamiast zamykać kotkę w pokoju pożyczcie klatkę. Kotka będzie z wami w jednym pomieszczeniu, ale będzie za kratami. Do głaskania można rękę włożyć do środka, a w razie agresji zamykasz drzwiczki i kota może co najwyżej rzucać się na pręty.
Oglądam ten program. Niestety, nie było tam przypadku takiej agresji jak u tego kota. Stosuję zresztą te sposoby tam pokazane, m.in. kotek łazi sobie tu po stropach i mam schodki prowadzące wysoko, tak że kot jeśli chodzi o rozmieszczenie mebli jest ok.
Jeśli chodzi o to, że strach zdominował nas, mieszkańców, i teraz obok kota nie przejdziemy, to prawda. Ale to dopiero nastąpiło po tym powtórzonym ataku.Wcześniej, udało mi się zapomnieć o 'zagrożeniu' ze strony kota bo przecież nie izolowałam go i dalej mieszkaliśmy razem, i nie miałam obaw jak kot przechodził obok. Teraz mam, bo atak nr 4 nastąpił gdy nie okazywałam żadnego strachu, tak 'po prostu' rzucił się na mnie. Atak nr 5 dnia następnego to juz bardziej rozumiem bo wtedy to już cały dzień bałam się kota, do samego wieczora, czyli tego powtórzonego ataku. Więc kot obserwował moje nienaturalne zachowanie.
Teraz kot jest oczywiście izolowany, nie wyobrażam sobie żeby był koło mnie. Ten podwójny atak (naprawdę pomijam tamte 3 wcześniejsze) całkowicie pozbawił mnie zaufania do kota i nie jestem w stanie już funkcjonować w jego obecności.
Wczoraj w nocy poczytałam o tych amputacjach, to jest straszne,ale co mam robić? Leki, behawiorysta i inne sposoby, oczywiście, że tak, ale zanim się wyleczy z agresji to jak mamy teraz razem żyć? nie wypuszczę kota z pokoju bo zaraz mu się kita podniesie, minęło kilka dni od ataków a ja dalej pamiętam te zagrożenie i wiem, że tego nie przeskoczę. Wcześniej potrafiłam jakoś uwierzyć, że ataki ustaną, a one dalej są, i to mocniejsze i już zupełnie bez powodu (bynajmniej ten 4 bo 5 przypuszczam, ze był reakcją na ten strach).
Weterynarz ten sugerował oprócz uśpienia, leków, wypuszczenie kota na dwór, oddanie go do kogoś na wieś..Gdzie ja znajdę taki dom, poza tym kot jest niewychodzący, chyba by zginął w tej innej rzeczywistości, a myśl, że kot gdzieś walczy o przetrwanie mnie dobija.. to nie wchodzi w grę. Dlatego tak liczę na te nasze wspólne spacery na ogródku w szelkach a kiedyś , za kilka lat, przeprowadzka do domku z podwórkiem i ogrodem..
Dziś wizyta u lekarza, porozmawiamy co i jak, wypytam o te zabiegi, a przede wszystkim o to jak kot będzie funkcjonował po nich, czy bardzo to będzie dla niego bolesne, gdzieś wyczytałam o bólach fantomowych ..

wypytam o leki może w innej postaci bo tabletki nie chce jeść.
Mój kontakt z kotem wygląda tak, że gdy chłopak wsuwa mu chrupki przez szczelinę w drzwiach od pokoju ja jestem schowana w łazience, na wypadek gdyby kotu udało się wymknąć..

paranoja. W pokoju ma swój drapak, kocyki, zabawki, wcześniej powiesiłam mu tam sznureczki z zabawki żeby się nie nudził, ma dostęp do okna to pewnie przez nie patrzy. Jak jest zmierzch chłopak zapala mu lampkę żeby tak po ciemku nie siedział. Kotek pierwszą dobę miauczał bardzo długo i żałośnie żeby go wypuścić, teraz tylko czasami się odezwie, ale chyba stracił nadzieję na to , że go wypuszczę.
