Dziękuję za wszystkie światełka dla naszej Myszki......
A u nas - jakoś. Niekoniecznie z górki, jako że życie z kotem (
tym kotem) skomplikowane cokolwiek niestety jest.....
Albowiem jest to kociczka-stresiczka na skalę niespotykaną i jakby kto na mnie doniesienie do TOZu złożył, a jaki ekspert na kota bez wnikania w sytuację popatrzył, to nie wiadomo czy by duża z oskarżeniem za znęcanie nie skończyła.
Otóż dużej znęcanie się nad kotem polega na tym że... DUŻA CHODZI DO PRACY.
Póki siedziałyśmy w rodzinnym domu dużej i duża miała w pracy wakacje i sesję poprawkową - było ok. Poza strrasznymi wydarzeniami kiedy to (a) duża na tydzień nad jeziora wyjechała (b) duża kota na obcięcie pazursków zabierała (c) duża wyjechała służbowo na parę dni. Bo tak na zasadzie "rano z domu - wieczorem do domu" to duża sobie mogła wybywać,
no kotoproblem...
A potem przyszedł październik i duża przestała móc pracować zawodowo "gdziekolwiek gdzie ma komputer i sieć", ale musiała zacząć regularnie i dłużej być w miejscu pracy. No i tu się zaczęły schody.....
Z racji tego że duża potrzebowała być w rodzinnym domu po kilka dni w odstępach mniej więcej dwutygodniowych albo i mniejszych - bo najpierw coś rodzina miała około 14.X, potem coś tam, potem było Wszystkich Świętych - więc kot z dużą do Łodzi nie przyjechał na stałe, tylko zostawał z Dużymi Starszymi (i Pusią), a duża się przemieszczała - parę dni w jednym mieście, parę w drugim... Dużej się wydawało że tak dla kota lepiej niż jak np. miałby cały dzień sam zostać bo dużej akurat wypadło 8-18 albo 8-20 w robocie siedzieć. No bo przecież kot w tym domu i z tymi ludźmi jest już przez dłuższy czas, i tam jest takie fajne słońce na parapetach przez kawał dnia a w mieszkaniu dużej niestety nie - a duża wyjeżdża nie na długo i wypadałoby już się kotu przyzwyczaić że zawsze wraca...
Reakcja kocia niespecjalna. Szukała dużej, szukała, potem szła spać na łóżko "wypłakiwać się" w poduszkę Mamy dużej (normalnie się śpi na tym łóżku, ale w nogach), ogłaszała lekki post (na szczęście nie drastyczny) oraz spędzała dużo czasu na oparciu wersalki z którego widać bramę przez którą duża powinna wjechać na podwórko. A już jak duża przysyłała smsa że jedzie to się zaczynało wyglądanie w drzwiach i przez okno i czekanie na max....
Ponieważ im więcej razy się wyjazdy dużej powtarzały tym było gorzej, więc nieraz duża jechała już tylko na jedną noc w tygodniu, a poza tym jeździła rano do, po południu z, ewentualnie "z przeplotem" - noc w Łodzi, noc z Lizką, noc w Łodzi. No ale ile tak można...
A Lizunia i tak była zdania że kto wie czy się coś strasznego nie stanie i duża kota nie porzuci
alboco. Mimo feliwaya w kontakcie. No i w rezultacie dużej groziło że we Wszystkich Świętych na cmentarze nie pójdzie, bo jak w przeddzień obie duże wyjechały na pół dnia, niepokojąco spiesząc się wcześniej (tzn. pojechałyśmy z Mamą groby ubierać) - a kot został m.in. z bratem dużej który chciał coś kotu dać jeść - to kot się poczuł na tyle niespokojny tym dawaniem jedzenia i w ogóle że nastąpił zwrot ze stresu, i ogólnie stressssssssss
jakniewiemco.................
No więc po przejściu długiego weekendu jedenastolistopadowego pojechałyśmy do Łodzi razem z kotą. No i to dopiero było strrrraszne. Bo tam był dom i było w miarę cicho, a tu jest blok z wieżowcami dookoła i jest echo. Ktoś drzwiami trzaska. Ktoś gdzieś odkurza. Samochody pod oknami jadą. Kontener na liście pod blokiem zrzucili. Śmieciarka pod oknami przejeżdża. Ktoś dywany trzepie. Dziecko płacze. Ktoś na klatce wrzeszczy. Szyby samochodowe rano skrobią. Woda w rurach syczy (pewnie na kota). Sąsiadka za ścianą kładzie naczynia na suszarce i jest łomot. Itd, itp. Stresssssss....
A jeszcze do tego duża ŁAZI. Po mieszkaniu łazi. I coś przenosi z miejsca na miejsce (tzn. sprząta). A może się pakuje i gdzieś zniknie. Straszzszszne....
Trzy dni nam jakoś-jakoś przeszły, przy czym chyba było coraz gorzej zamiast coraz lepiej - a w czwartek rano pawwww (ze stresu ewidentnie) - dobrze że duża miała do pracy dopiero na 10, więc zdążyła jakoś po tym ogarnąć (kocia zahaftowała dwa chodniki); po powrocie z pracy niby jakoś-jakoś, ale wieczorem znowu zwrot - tym razem na ręcznik, prześcieradło i kolejny chodnik.... W piątek duża miała jechać w celach zawodowych do Warszawy, musiała sobie odpuścić..... A kot nieustająco w stresie chociaż absolutnie nic się nie działo - plecy kota gryzą, ogon gryzie, uciekamy przed ogonem... Dobrze tylko jak jest noc i cisza albo jak się w dużą wtulimy. No i ewentualnie jak się schowamy w ciemnym kącie w szafie. Duża siedziała z kotem na tapczanie ile mogła, no ale non stop nie mogła jednak....
No to żeby przerwać to jej nakręcanie się znów ją teraz zebrałam na weekend i wyjechałyśmy do Rodziców (zresztą także i ze względu na Pusię, która z kolei niepokoiła się że z domu człowiek i kot zniknął i SŁUCHAŁA, SŁUCHAŁA...) No i jest dobrze (odpukać). Jakoś się nie drapiemy za bardzo, nie ziajamy, nie uciekamy przed ogonem, śpiiiii się, je się bez słuchania każdego dźwięku......
Wchodzimy z RC Calmem (przy czym nie wiem na ile czasu, i za ile on jakoś zadziała - nie mogę jej karmić tylko suchym, bo ona wody samoistnie nie używa...). A ja poproszę co najmniej roczny urlop
kocierzyński. Albo wyrok za znęcanie nad kotem, odsiadywany razem z tym kotem - byle tylko mało akustyczna cela była. Albo areszt domowy (też z kotem) w wybranym miejscu....
