Melissa na szczęście przetrwała jakoś wczorajszy dzień i tę noc - a raczej ja z nią przetrwałam

. Wet zrobił spory błąd - nie należy mi opowiadać o możliwych wariantach rozwoju sytuacji, bo ja z opowieści wybiorę oczywiście opcję najgorszą i natychmiast widzę wszystkie jej symptomy

..
No więc cały wczorajszy dzień łaziłam co chwilę do Melissy i siąpiłam nad nią nosem, że taka biedna, śpi non-stop, nie je i nie załatwia się, pewnie boli ją strasznie, cierpi i krzywdę jej niepotrzebnie zrobiłam

. Brzuszka nie dawała sobie nawet dotknąć, zgrubienie wewnętrzne na linii szwu widać jednak już gołym okiem. Na szczęście temperatury raczej już nie miała i nic gorszego nie zaczęło się jednak dziać.
Na noc okryłam ją kocykiem w budce i zostawiłam jej mokre i suche jedzenie - zerwałam się po 5 godz. "snu" i popędziłam do jej pokoju. W kuwecie zastałam i siusiu i gigantyczną, śmierdzącą kupę - wygląda na to, że kicia dyskretnie załatwia się tylko nocą

. Zniknęło trochę mokrego jedzenia i trochę suchego. Melisska wstała na mój widok, przeciągnęła się i przyszła się wymiziać. Na nową porcję mokrej karmy zareagowała umiarkowanym entuzjazmem, ale trochę skonsumowała. Brzusio bez zmian - na próbę dotknięcia reaguje paniką.
Dzisiaj wieczorem jedziemy na kolejny zastrzyk z antybiotyku i p/bólowego. Niestety Melissa została sama do wieczora - mam nadzieję, że nic w tym czasie się złego nie przydarzy...
