Bianka 4 pisze:Super domek im znalazłaś i dobrze, że Maluchy się w nim odnalazły![]()
![]()
kontakt do domku dostałam od Mruśkowo






Właściwie logicznie myśląc pewnie już bym do niej nie napisała, gdyż szukała parki co najmniej tydzień wcześniej a przez tydzień można znaleźć sto par kociaków. Ale napisałam i jak się okazało - to ten domek!
Sprawa się rozegrała szybciutko. Wtorek - mail z decyzją państwa o adopcji, środa - wizyta pa, czwartek - torpedoplastry już w ds.
Oczywiście Everest od weekendu kichał, a co. W środę poszłam do weta na zylexis i przegląd ogólny. Okazało się, że Everest ma pojedyncze szmery w górnych drogach oddechowych i pani doktor kazała obserwować mając nadzieję, ze zylexis uchroni przed rozwojem infekcji. I o to trochę się martwię choć powinnam powstrzymać zmartwienie bo jeszcze mu wymartwię choróbsko.
W każdym razie koty są ok, węzły chłonne ok, no i wymieniają już zębiska. Pani doktor ambitnie chciała mi pokazać na Moco jak to wygląda, ale Moco nauczona doświadczeniem z podawania tabletek dostała szczękościsku i zacisnęła zęby oraz wargi tak mocno, ze udało się zobaczyć tylko kawałek przednich ząbków.


W środę wieczorem, po powrocie zobaczyłam w kuchni, ze Moco zeżarła kawałek sreberka z kulki którą lubiła się bawić i oczywiście to zwróciła a w tym Everest umoczył swój ogon. Potem Moco wlazła dupką i ogonem w mokrą karmę i miała cały tył utytłany. Rano kocie ogony były w niezmienionym stanie - myślałam, że się wypucują w nocy, przed wyjazdem do domu - więc pojechały tak ozdobione (nie chciałam ich moczyć przed wyjściem na zimno).
O podróży, miauczeniu i przerazonych dużych oczach wpatrzonych we mnie pisać nie będę, bo od razu mi ciężko.
Dostały w wyprawce kilka nowych zabawek podarowanych od pwpw, everest swoją ukochaną biało-turkusową mychę, Moco ukochaną wędkę z rzemykami i piorkami i zaczęły się z panią bawić tą wędką. Wcześniej na ugiętych łapkach, trąc brzuchami o podłogę połaziły po mieszkaniu. Moco faktycznie bardzo przestraszona chodziła za Everestem jak cień i robiła to co on trzymając się cały czas blisko niego. Spotkanie z krolikiem mieszkającym w klatce było spoko - to znaczy kotuchy jakoś tak dziwnie były zaskoczone, ze to taki trochę inny kot nimi nie zainteresowany.
Wycodząc pobiegły za mną do drzwi. Rzuciłam myszkę. Pobiegły, ale zareagowały na moje wyjście patrząc na mnie dokładnie tak samo , uważnie i ze smutkiem, czy jakoś tak, jak wtedy, gdy je zamykałam u siebie w kuchni.
Przykro, niezmiennie pusto... bardzo za nimi tęsknię.
Po powrocie do domu z transporterkiem moje rezydentki były mocno zaskoczone, ze jest pusty. Mika cały wieczór chodziła zaniepokojona i szukała torped. Było mi jej bardzo żal. Koty takie wyciszone, tylko Mała przeszczęśliwa. Zresztą dzisiaj też, bawi się, tuli do mnie, gada, biega, skacze... dawno już tak nie było. Noteczka też wyluzowała, choć ciągle jeszcze zagląda z uwagą, na ugiętych łapkach do otwartej kuchni i wypatruje kotów. A Nutusia się zachowuje jak Everest! Łazi po klawiaturze, robi kółka wokół mojej głowy, układa się na klatce piersiowej, na brzuchy, wtula łepek we włosy i nawet z tego samego miejsca na biurku włazi mi na kolana.
Tylko żadna małpa nie przyszła do mnie przytulić się i spać do łóżka, gdy popołudniu znów musiałam się położyć...