
Co do reszty i provery, to nie wiem, czy sąsiedzi wykażą się jakąkolwiek inicjatywą. Ja na pewno nie będę latać i dawać tabletek temu stadu. Tam jest facet na emeryturze, dwie córki (w tym jedna po biologii) i żona pracująca. Na razie nawet nie widziałam się z nimi po tym liczeniu kotów. Z jednej strony wiem, że byłoby trzeba - bo wiadomo, bezdomność, rozrost stada, nieszczęście, a z drugiej strony krew mnie zalewa. Jak już powiedziałam, twarda baba jestem i naprawdę nie będę się rozczulać tym, co sobie sami pod drzwiami wyhodowali. Znam w Oliwie samotną babeczkę, która naprawdę nie ma kasy i karmi koty, ma 3 własne, od dawna obiecuję jej sterylki, ale nigdy nie zdążam na darmowe. Naprawdę, wolałabym jej pomóc. Tą sprawę zaczęłam, bo miałam nadzieję, że sąsiad się włączy, a tu...
A, tak sobie marudzę...