Tak, dokładnie. Od wczoraj mieszka z nami Bobek. Ale na wstępie kilka słów o kotach z jego stada.
Miała być kwarantanna u nas w domu, 2 tygodnie bez nowych kotów. No to właśnie się wczoraj skończyła...
Bobek został wczoraj namierzony pod osiedlowym krzakiem, razem z trójką maluchów i dwiema kotkami. Ludzie wiedzą, że koty tam bytują, bo miski wszędzie rozstawione. Maluszki około 2-miesięczne, zmarznięte i przerażone. A na dworze już minusowe temperatury, żadnego schronienia, budki, nic...
Uzgodniliśmy, że Pan Grzegorz będzie łapał kociaki, bo przecież zostać na zimnie nie mogą. I w ten sposób przywiózł nam wieczorem Bobka.
Bobek jest malutki, ewidentnie zbyt mały jak na swój wiek. Miał pchły większe od siebie, a przez robaki był szerszy niż dłuższy. Był też solidnie przeziębiony - oczka zapłakane i zapuchnięte, w spojówkach stan zapalny. Na szczęście od razu dostał wszystkie potrzebne środki i leki, a godzinę od przyniesienia spał już wyciągnięty w klatce na kocyku. Oczywiście od razy załapał o co chodzi z kuwetą

Kupa na razie ładna, choć dzisiejsza już z robalami.
Bobek syczy. Na nas i na koty. Ale robi to KOMPLETNIE bez przekonania. Podejrzewam, że za kilka dni boczenie się minie mu zupełnie. On był najmniejszy (o połowę mniejszy od rodzeństwa), dlatego tak nam zależało, żeby go złapać. Zostały jeszcze 3 kociaki, wszystko to czarnuchy. Jest szansa, że 2 z nich trafią do innego DT i bardzo na to liczę. Ale zobaczymy jeszcze ja się sprawy będą toczyły. No i najważniejsze to to, że trzeba je połapać...
A Bobek wygląda tak:
