A Ferrara mnie nie zachwyciła dla odmiany. Przeciwnie, natychmiast weszłam z nią w osobisty konflikt. Półtorej ponad godziny nerwowego miotania się po wąskich uliczkach w poszukiwaniu miejsca do parkowania… i nic. W końcu wyjechałam poza obręb murów i jakoś udało mi się cudem znaleźć miejsce. To chyba jedyne znane mi włoskie miasto bez dobrego parkingowego zaplecza. Autokary wysadzały turystów i odjeżdżały gdzieś w siną dal, a na wszystkich ulicach napisy „tylko dla mieszkańców” a ty nieszczęsny zmotoryzowany turysto rób co chcesz. Tak więc już od początku się wkurzyłam, nastawiłam negatywnie i w tym negacie pozostałam.
Poza tym ceglana, a w zasadzie szaro ceglana Ferrara nie jest ładnym miastem, nie wiedząc trudno stwierdzić czy owo coś, co się wyłania właśnie przed nami jest jakimś cennym zabytkowym tworem czy może XIX/XX wieczną fabryką.
Zamek rodu d’Este, w samym centrum miasta

A ten miły pan? Ależ tak, to Savonarola




A w zamkowej, wyjątkowo brudnej fosie, pływają sobie duże i tłuste karpie. A może wygląd i zawartość fosy ma uświadomić, przybliżyć dawne czasy?


Skojarzenie mam z ulubionymi przez starożytnych Rzymian zębaczami dożywającymi długich lat gdzieś w Tybrze, przy ujściu Cloaca Maxima. Napełnione fekaliami stanowiły wykwintny przysmak dla wyrafinowanych podniebień. Tak, Rzym stanowczo musiał upaść.
A to stary zamek, jednak zbyt łatwo się okazał dostępny dla ukochanych poddanych, po buncie i spaleniu książę zbudował poprzednio pokazaną siedzibę, znacznie lepiej od umiłowanego ludu oddzieloną. Ten przekazał rajcom miejskim, no pewnie, jak już sobie mają palić i gwałcić niech to robią zwykłym burżujom, a nie urodzonym

Wjazd flankują pomniki d’Estów (kopie zresztą, bo oryginały zniszczył największy nowożytny wandal zwany Bonapartem), ale przyjrzyjmy się bliżej dumnemu markizowi Niccolo III i?

Et voilà! dumny ten rycerz też musiał sobie przydać męskości pozując na ogierze. On to, nieszczęsny
cornuto, skazał na śmierć swoją żonę Parisinę Malatesta zdradzającą go z jego własnym bękartem Ugo. Cele obojga są rzecz jasna do zwiedzania w nowym zamku.
Katedra jest stanowczo godna podziwu. Jak widać, ze swoją charakterystyczną fasadą z różowego marmuru wpisuje się w styl panujący w regionie



I to mnie właśnie zachwyca, te sklepiki współistniejące z katedrą

Ten ciągle żywy plac katedralny wraz z istniejącym rynkiem


Przy odrobinie wyobraźni można się przenieść w czasie o kilkaset lat.
Ma też Ferrara, co muszę przyznać, cudowne zakątki, np. zachowane średniowieczne uliczki
Na rogu tej

Doskonale się urządziliśmy, no bo sjesta, ach ta sjesta. Wszystko pozamykane, nic nie działa, gdyby się znalazło market można by było kupić choć butelkę wody. Ale znaleźliśmy maleńki barek. Miły właściciel wygodnie nas urządził przed i mniejsza, że obok śmietnika

Zimne piwo, papierosek, wiedziałam, że żyję.
Via delle Volte jest jednym właśnie z takich uroczych miejsc



Chciałam koniecznie obejrzeć groby rodu d’Este. I oczywiście się nie udało, ach ta rzetelność à rebours przewodników. Sobota to była, wszystkie muzea na świecie są w zasadzie zamknięte w poniedziałki. Tak też napisano – w poniedziałki nieczynne. Nie sprawdzono jednak, że kościół należy do egzystującego tam zakonu klarysek i obiekt nie jest dostępny od soboty do poniedziałku ze względu na msze. Niestety, udało mi się zobaczyć tylko fragment kościoła (w sumie nieciekawy, taki zimny barok, powiedziałabym salzburski), ale jego skromną doprawdy urodę wynagrodziły mi śpiewy mniszek. Tak, warto było przysiąść na chwilkę.
Generalnie w Ferrarze warto zwiedzić i zamek, i pałace, bo surową i nieciekawą zewnętrzną formę, wynagradzają przepiękne freski. I to rzeczywiście zobaczyć warto. A poza tym nie pragnę do Ferrary wrócić, w przeciwieństwie do innych miejsc.