Izka ,Bilbus ,to czarny pręgowany tygrysio.Ten największy.
Ja zawsze mówię pręgus ale hodowczyni nam powiedziała ,że tak profesjonalnie nazywa się ten kolor.
Dla mnie ,to jest ryś i tyle 

.
Czarno-biało -szary ,to Forrest ,nasz pierwszy dachowiec,który mial trafic do schroniska ,jeśli ktos go nie wezmie ,totez na sygnale jechalismy w nocy do Starogardu Gdańskiego,po niego;).
To łobuz ,złodziejaszek(nic nie mozna na blacie w kuchni zostawić) i herszt bandy:).
Dla kotów surowy starszy brat ,co to łapą przywalic potrafi ,mimo ,że jest najmniejszy.
Dla ludzi przemiły towarzysz .Jedyny kot ,który wchodzi na kolana. Reszta woli obok się miziać.
Mlody ,wąsaty ,to Watson.Dostalismy go z hodowli w której kota popełniła mezalians ,uciekają z zamkniętego pokoju ,jakims cudem i "sama się pokryła" z nieodpowiednim kocurem(dzieki Bogu,ze nie z bratem ,czy ojcem).
Ludziska mieli nadplanowe dwa mioty i błagali nas ,bysmy wzięli kotka. 
I tak sie Watson pojawil.
Byłam trochę przestraszona ,bo słyszałam ,że norwegi mają wieczne ADHD i sporo broją.Specjanie wybraliśmy najspokojniejszego.
Tymczasem ,to aniołek-spioch. Miły ,kochany ,nie potrafi miauczec ,tylko "gaworzy". Kiedy się go tylko dotknie ,od razu uruchamia mu sie wewnętrzy motorek i mruczy na całe mieszkanie.
Spi z brzuchem wywalonym do góry i bardzo się zaprzyjażnił z Bilbuniem(wiadomo,dwa długowłose)
A własnie dziś Bilbo ma jeden z najlepszych swoich dni.
Na łapach od szóstej rano.
Tak sie goniły z małym ,ze az wpadł pod schodki ,w pozycji "dupa wyprzedza resztę ciała i to na plecach".
Pózniej szalał w pokoju na poddaszu i było tylko slychac tupanie ,jak u jeża 

Poza tym wydawał przy tym pomruki ,miałki i burczenia.No,gadał zwyczajnie do siebie ,dodając sobie animuszu.
Totalnie dzis zwariował 
