W sobotę przed południem zostałam zaalarmowana przez p. Teresę, że z jednym z braci Hasanów coś się dzieje złego. Kuleje na łapkę, nie staje na niej wcale, a w piątek było ok.
Ponieważ i tak byłyśmy umówione na zabranie jednej koteńki z Sokolnik na sterylkę, to podjechałyśmy również do p. Teresy.
Faktycznie kocisko niewyraźne, łapka trochę napuchnięta, zapakowałyśmy kolegę w transporter i powiozłyśmy do lecznicy.
Okazało się, że nic bardzo złego się nie stało (miałyśmy już wizje złamania, pęknięcia tudzież co najmnej wywichnięcia łapy), kocisko wdało się w jakąś bójkę i zaczynał tworzyć się ropień, na razie niewielki, ale już bolesny. Ania wycisnęła ile się dało, zaordynowała antybiotyk i kazała kilka dni poobserwować, co się będzie działo. Ponieważ obserwacja w Sokolnikach byłaby nieco hmmm utrudniona kocisko zostało w hoteliku.
Z łapką już wczoraj było zdecydowanie lepiej.
Za to kot - cudo, wywala brzuchol niemały wcale, by go głaskać, pląsa i tańczy, pcha się pod rękę, strzela baranki. No wielki (w sumie nie aż taki bo tylko 5,40 kg) pluszowy kot bardzo spragniony pieszczot.
Ma przyobiecaną sesję zdjęciową i będę robiła nowe ogłoszenia, przecież takie kocie cudo nie może się marnować na działce.
Jeszcze na działce, w domku:

No i buras Szczoch - Zulus


Buda, która koty mają do dyspozycji już zimowo docieplona, powstała też nowa rezydencja - duży namiot, powzmacniany by się go wiatr i śnieg nie imał (widać go na drugim zdjęciu Zulusa).
Ale co z tego, że jest zapewniony dach nad głową gdy nie ma rąk do głaskania

kolan, na których można siedzieć i mruczeć, człowieka, któremu można się plątać pod nogami...