Zajmuję się głównie sterylizacjami kotów na moim osiedlu, ale czasem, niestety, trafi się oswojony kot i wtedy serce mi pęka, że musi tułać się po piwnicach zamiast mruczeć przy czyimś boku. Tego wielkiego, łagodnego Misia zauważyłam przedwczoraj na parterowym balkonie - najpierw myślałam, że jest czyjś, ale okazało się, że właścicielka balkonu wręcz nie życzy sobie obecności kotów. Wprawdzie karmi go (za co jej chwała), ale nie wpuszcza do środka, a byłam świadkiem, jak kocio siedział przed balkonową szybą, patrzył do środka i miauczał.

Pani odgraża się, że wkrótce zabuduje balkon i kotek straci właściwie jedyną przystań - niewielką skrzyneczkę w rogu balkonu, na której wczoraj spał zwinięty w kłębuszek. Przebywa tam prawie non-stop, może ma nadzieję, że w końcu pani się zlituje i go weźmie, ale ja już wiem, że to niemożliwe, tylko że kotu tego nie wytłumaczę... Ktoś twierdzi, że kot kilka miesięcy temu miał jeszcze dom, ale ktoś go wyrzucił. Być może to prawda, bo nie oddala się od bloku, w którym ponoć kiedyś mieszkał...
Zakładam ten temat właściwie bez nadziei, bo ten kot to... taki zwykły kot - ani długowłosy, ani rudy, w dodatku dorosły. Tyle jest ogłoszeń, tyle potrzebujących kotów. Ten jest chyba na samym końcu kolejki.
