MDW pisze:Oczywiście nie mieszkamy przy Borowskiej. W życiu bym przy Borowskiej mieszkania nie kupił. To mieszkanie było kupowane z myślą o kotach. Obok jest kupa zieleni, spokojnych osiedlowych terenów. Kawałek dalej wręcz nieużytki. Specjalnie wybraliśmy parter i taką okolicę. Koty były podstawowym kryterium podczas szukania mieszkania. Przecież my spokojnie moglibyśmy kupić I czy II piętro. Koty czują się tutaj bardzo dobrze. W każdym budynku jest tu kilka kotów i wszystkie "parterowe" wychodzą. Poza tym jak niby miałyby nie wychodzić? Mamy je po 7 latach wychodzenia zamknąć w trzech pokojach? To nie kanapowe, wystawowe Persy. W poprzednim miejscu zamieszkania były zamknięte przez 10 dni, bo obok robiono drogę i osiedlową uliczką puszczono tymczasowo ruch. To był najgorszy okres w życiu tych stworzeń. Nie chcesz wiedzieć co one wyprawiały. Nowe mieszkanie dlatego kupiliśmy w miejscu w który na pewno zawsze będzie spokojnie. Są koty wychodzące, są i domowe. Nasze są ewidentnie wychodzące i jakbyśmy je mieli zamknąć to byłoby dla nich gorsze niż uśpienie.
Wiadomo, wychodzenie zawsze jest ryzykiem. Jak widać -podjęto wszelkie starania, żeby je zminimalizować. Także ta obroża z adresem i zachipowanie...
Od dziecka w moim domu i życiu pojawiały się koty -głównie niewychodzące. Przygarnięty ostatecznie przez moich Rodziców łaciaty Grzesio przeszedł nawet pomyślnie transformację z kota "włóczącego się" na domatora.
Ale w tym przypadku było/jest inaczej.
Jak pisał MDW, 3 adoptowane koty mieszkają z nami w tych okolicach od roku -wcześniej przez 7 lat były zwierzakami "dziko" (tj. nie na smyczy) wychodzącymi.
Do wiosny tego roku przeszliśmy przez kocią depresję z wieloma psychofizycznymi konsekwencjami, a w efekcie --> psycholog zwierzęcy (behawiorysta), Feliway i ostatecznie środki psychotropowe.
Pomogło jednak dopiero umożliwienie im tu spacerów...
Nic nie zmieni faktu, że Maurycy zaginął.
"Szpile" tu jednak nie pomogą -za to informacje, porady (a także zwykłe słowa otuchy) i owszem!