Witam wszystkich po niejakiej przerwie.
Teraz znajduję trochę czasu, ale to raczej z doskoku staram się przeczytać zaległości a nie piszę, jednak muszę dziś opisać troszkę co u moich chłopców słychać, bo:
Maurycy jest po kastracji. Na Mikołaja dokładnie mu taki prezent sprawiłam, czyli przedwczoraj. A od dziś nosi ... kołnierz
Wszystko było pięknie i ładnie. Maurycy i Kacperek myją sobie uszy, czubią się troszkę, wieczorami, na tyle żebym nie zapomniała, że mam dwóch chłopaków i wszystko było cacy. Ale czas leci i Kacper może już mniej więcej mieć około pięciu miesięcy. Odnosiłam wrażenie, że próbuje już czasami na poważnie "kto silniejszy". Napadał na Marcysia i tak charaktrystycznie gryzł go w kark próbując przydusić do podłoża. Oczywiście na razie Maurycy był górą, niemniej musiało mu się to bardzo już nie podobać i chciał chyba zademonstrować kto tu rządzi bo zaczął sioosiać a to na fotel, a to na kanapę. Zapach oczywiście nie do wytrzymania i nie do usunięcia tak na "od razu". Do pomocy kupiłam "Maskol" ale i to tak średnio pomogło. Spryskuję raz po raz i piorę, piorę... Jako tako już jest. Ale oczywiście zapadła dezyzja o natychmiastowej kastracji.
Byłam przy zabiegu. No średnia przyjemność
Maurycy na mnie się obraził. Ale to nic, to mu przejdzie. On w ogóle strasznie kiepsko zniósł i drogę i pobyt, był niemożliwie wystraszony. Obraził się dość mocno, bo uniki robi nawet gdy chcę go pogłaskać.
Natomiast jeśli chodzi o jego stan, to wczoraj wszystko było jako tako. Chodził co prawda taki obolały, spokojny i obrażony. Nie biegał, nie wskakiwał nigdzie, no widać, że mu tam coś dokucza.
Ale dziś rano!!! Cała łazienka we krwi!!! I wykładzina w pokoju pokapana dość mocno, no widok jak dla mnie przerażający.
Oczywiście zaraz telefon do weta. Wet uspokoił mnie, że tam naprawdę nic się nie dzieje, że po prostu rana go zaczęła swiędzić i trąc szorstkim językiem spowodował krwawienie. Kazał przyjechać po receptę na detromecynę i trzy razy dziennie mu smarować ranę. Maurycy dorobił się przy okazji kołnierza - w którym dostał szału
Teraz ogarnęła go apatia. Biedny Maurycy,
Nie wiem jak długo go w tym kołnierzu trzymać? Tydzień?
Czy do jedzenia zdejmowaliście kołnierz? Czy lepiej jakoś go karmić samemu a to ustojstwo niech lepiej będzie cały czas (żeby mu nie robić nadziei, że to koniec męki?). Teraz to dopiero się na mnie obrazi, za ten kołnierz.