Jeszcze w sobotę nic nie zapowiadało,że to ostatni dzień Perełki u mnie. Panenka wychłeptała po troszku całe opakowanie Conva, pojadła Calo - Petu a nawet podkradła reszcie kociarstwa troszkę ich żarełka i wyszła jak co dzień na spacerek(odkąd odkryłam, że to lubi, włączyłam tę rozrywkę do planu dnia - "wyglądało" to następująco: zakładamy szeleczki: wkładamy kocinę pod połę kurtki i udajemy się na zewnątrz; tam panienka sygnalizuje: chcę na trawnik to opieka wypuszcza i drepce z koteczką; zwykle po 15-stu minutach - weż z powrotem na rączki i tak jeszcze pare minut obserwując okolicę dotleniamy się). W niedzielę nie chciala sama jeść to po: nakarmieniu przy pomocy strzykawki i zauważeniu, że temperaturę ma chyba za niską ubrałam Perełkę w uprząż i zaczęłam się zbierać do weta myśląc "znów trudny dzień się zapowiada". Nagle Perełka zaczęła się zataczać i zemdlała, no to zapakowałam ją w kocyk w galopem do kliniki; na trasie zażyczyła sobie zejścia na trawnik i kiedy tam ją postawiłam znowu zemdlała; gdy parę minut pózniej dotarłam z nieprzytomnym kotem do kliniki zaczęto intensyną reanimację. Niestety po blisko pół godzinie walki serce Perełki przestało bić.
Miała domek najwspanialszy na świecie, pełen miłości, troski, oddania i poświęcenia Kotydwa, przyłączam się do podziękowań za wszystko, co dałaś Perełce Perełko kochana, śpij spokojnie kotuniu