dziś nad ranem, choć wyglądało mi to na ciemną noc

, obudził mnie odgłos wymiotowania... i nie myliłam się. Safira strzeliła pawika. dość dziwnego muszę przyznać, bo bardziej to na qpę wyglądało, ale widziałam, że wypadło jej to z paszczy

od razu wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam pędem (po kotach of kors

) do kuchni po jakiś ręcznik papierowy i torebkę. oczywiście, po otworzeniu klatki zostałam obsyczana, bo co ja tu robię w środu nocy, ale co mi tam

no i wyszło szydło z worka... Safira ma glisty. bleeeeeh. i najprawdopodobniej druga też ma...

wczoraj natomiast ta wariatka tak mnie ugryzła, że ropa mi się zbiera i palec jest spuchnięty i boli... no durnowata no

Fryga jest bardziej kumata w te klocki i wie, że Duży to i pomizia, podrapie za uszkiem i w ogóle
