No i stało się. Pojechaliśmy po Margaritkę... Wróciliśmy z dwiema puszystymi, miauczącymi kulkami. Nie przypuszczaliśmy, że tak będzie, byliśmy pewni, że jedziemy po jedną kicię. Ale wystarczyło jedno spojrzenie na przyniesione przez Grzankę.ch dwa wtulone, obejmujące się łapkami kociaki - wiedzieliśmy, że nie możemy ich rozdzielić. Tym bardziej, że gdy Margarita zasypiała wtulona w moją dłoń, Musica zaprotestowała stanowczo na próbę podniesienia jej przez Amona - bała się chyba, że ja wezmę jedną, a on drugą i w ten sposób zostaną rozdzielone.
Mamy więc trzy koty w domu. Molly fuka i złości się, ale nie atakuje. Nie ma chyba żalu do nas, bo daje się pogłaskać i brać na ręce. Widać jednak, że trochę jej zajmie zaakceptowanie nowych siostrzyczek.
Maluchy już się oswajają z nowym miejscem i broją zdrowo

Choć przywieźliśmy ze sobą kuwetę, żwirek i jedzonko dla nich - obie od razu władowały się do kuwety Molly, Musica zostawiła tam nawet lekko smrodkowatą pamiątkę (muszę przyznać, że z zakopywaniem radzi sobie nawet lepiej niż Molly)

Zabrały się też w najlepsze do wyjadania jedzenia Molly. Kto by pomyślał!
A teraz chyba się biją, ale tak na żarty

Są do siebie niesamowicie przywiązane.
Szaleństwo... Nikt się tego nie spodziewał. Nadchodzą dni pełne wrażeń!

M&A