Był telefon o Diabliczkę, całkiem obiecujący. Państwo mają już jedną adoptowaną kotkę, szukają dla niej towarzystwa. Kotka adoptowana z Fundacji for Animals, mają umowę, no wszystko super. Państwo z Pabianic, utrzymują kontakt telefoniczny. Pani dzwoni w piątek przed 20, że może przyjechać, bo mąż z pracy wrócił. Hmmm, to na którą będą ??? Wiedźma odmawia, umawia się z panią na sobotę - ze strony pani nie ma problemu. W sobotę pani dzwoni, ma być w ciągu półtorej godziny.
Ludzie się spóźniają, ja siedzę jak na szpilkach, bo chwilowo u mnie w domu siedzi zamkniętyw łazience, drący się pers, którego na sygnał telefoniczny miałam wieść dalej.
Ludzie mocno się spóźniają. W końcu Wiedźma dzwoni pod ostatni numer spod którego był kontakt i uzyskuje następującą informację:
"Już jesteśmy pod pani domem, tylko żona poszła rozmienić pieniądze na parkomat" My na siebie

jaaaaaki parkomat, gdzie oni są? Kto był u Wiedźmy to wie - normalne gęste blokowisko z wąskimi uliczkami do parkowania.
Wykombinowałyśmy, że może umówili sie jeszcze z kimś innym w sprawie kota, a ja sobie dopiero w niedzielę rano uprzytomniłam, że przecież w Łodzi, w soboty nie płaci się za parkowanie
Nie muszę chyba dodawać, że Państwo się nie pojawili ani nie odezwali
Kofffam normalnie takich ludzi
