Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
jeszcze niedawno koty musiały przechodzić 6 miesięczną !!!! kwarantannę.
harpia pisze:Trzeba zrobić miareczkowanie, to test na antyciala wścieklizny, badanie te robi się w POlsce, w Puławach, koszt to 220zł.
Ostatnio na jednej z psich grup wyczytałam informację, że instytutu w Puławach nie ma na liście uprawnionych laboratoriów uznawanych przez Anglię. Ani nawet na liście laboratoriów oczekujących, więc nie ma co liczyć, że wcześniej niż za rok będzą go uznawali.
iskra pisze:Akita, ciesz się, że do zrobienia są "tylko" te badania, jeszcze niedawno koty musiały przechodzić 6 miesięczną !!!! kwarantannę.
Swoją drogą też chętnie się dowiem jak wygląda procedura.
Kiedy brałąm moją kocicę do Francji, musiałam mieć zaświadczenie od weta z mojej lecznicy zrobione do 48 (albo 24) godzin przed wylotem oraz zaświadczenie od weta powiatowego (w Wawie jest w okolicach ul Pięknej). Kot musiał być zaszczepiony na wściekliznę. O innych szczepieniach w Ambasadzie Francji mi nie powiedziano, ale oczywiście też miałam.
Na miejscu kotka musiała być niekiedy w pensjonacie dla kotów, tam wymagano aktualnej książeczki zdrowia, koniecznie sterylki/kastracji oraz chętnie tatuażu/chipa. A pensjonat był ekstra, moja kocica w nim odżyła !
iskra pisze:Evelyn,
Ja moją kocicę przewoziłam samolotem. Chciałam autobusem, bo wiadomo taniej, ale w autobusach zabroniony jest przewóz zwierząt (choć okazało się później, żey przynajmniej jedna linia zgadza się przewozić psy i koty !).
Kotka leciała ze mną na pokładzie samolotu. Miałam swoją klatke (której wymiary trzeba byó podać i zostały wpisane do biletu). Można też otrzymać klatkę na sam przewóz z linii lotniczych.
Przewóz kota liczył się jak nadbagaż, moja z klatką ważyła trochę ponad 4 kg, więc wyszło mi do dopłaty ok 40-50 euro w jedną stronę.
Klatka stała na podłodze (ale jak kocica zaczęła przeraźliwie miauczeć to pozwolili mi wziąć klatkę na kolana i wsadzić do kici rękę).
Słyszałam, że przy przewozie w luku dobrze jest zamknąć klatkę na kłódkę (właścicielka pensjonatu wspominała, że zawsze tak robi, gdy przesyła koty do UK, bo na tamtejszych lotniskach podobno sporo kotów "zniknęło" z klatek).
Na samym lotnisku kociaka musiałam wyjmować z klatki, a sama klatka była przepuszczana przez maszynę an podgląd (szelki niezbędne !).
Nie dawałam jej żadnych środków uspokajających.
Nikt w żadnym momencie nie prosił o pokazanie dokumentów kota.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, Google [Bot], puszatek i 172 gości