A jeśli chodzi o Mare, to wczoraj dr Asia się zdumiała jak zobaczyła wyniki morfologii. Robiła ją nawet dwa razy i sprawdzała, czy maszyna się nie zepsuła. Po dwóch dobach podawania Oxywetu podniosły się erytrocyty i są już w normie. Podejrzewamy hemobartonellę lub inną bakterię żerującą w krwi. Tak więc jest jakaś szansa dla kociny...
Niedawno trafiły cztery kociątka od rozmnażaczy. Co jakiś czas sterylizujemy im kocice, a wciąż mają nowe kociaki. To są zupełnie niereformowalni ludzie. Aktualnie mamy, zabrane od nich, cztery buraski i jedną czarnulkę. Czarnulka ma krzywicze łapki i padaczkę. Jeden z burasków jest w kiepskim stanie, od wczoraj był już reanimowany dwa razy. Drugi burasek przestał jeść. Wszystkie kociaki były potwornie zarobaczone. Po odrobaczeniu wychodziły z nich ogromne ilości tasiemców, glist i włosogłówek. Były karmione m.in. kukurydzą i makaronem. Gdy do nas trafiły, były szkieletami obciągniętymi lichym futerkiem. Obawiamy się, że może nam się nie udać ich uratować...
mam nadzieję, że dadzą radę maluchy. Trzymam wielkie kciuki. I za Marę. Cieszę sie, że tak się mają sprawy z jej morfologią. Ta choroba, o której piszesz, na czym polega. Sorki, ja jestem kompletnie niznająca się.
Mamy też od niedawna starego kocura. Miłego, ale bardzo choroge. Nie wiadomo, czy przeżyje, jest wciąż na lekach i kroplówkach, a poprawy nie ma. Wyniki krwi nie są złe, lecz na usg wyszło, że z nerkami kiepsko. Do tego ma potworny katar. Tak bym chciała, żeby mu się udało...