Mały był przerażony tym co się dzieje, gałki oczne drgały mu (chodziły w lewo i w prawo, a może pulsowały?), a on miał pusty niewidzący wzrok. Chodząc chwiał się, nie panował nad zwieraczami (na szczęście zdążył do kuwety i nie osrał niczego), szedł z rozstawionymi szeroko nogami. Złapałam go do transportera i poleciałam do weta (około 4.50) i okazało się, że ma podwyższoną temperaturę (39.5 o ile dokładnie pamiętam). Dostał 3 zastrzyki na zbicie jej, mam obserwować do 15-17.
Często drapie się w lewe ucho.
A teraz nagle ozdrowiał i szaleje.

Na początku myślałam, że to atak kociego kataru. Znaleziony został w okolicy wsi, na drodze, ale wiadomo jakie są warunki na wsi. Nikt się nie przejmuje.
Do teraz siedzę cała w nerwach, po drodze się rozryczałam, a ręce mi się trzęsły jak diabli.

Co to mogło być?