Amberka szylkretowa Lady[`],Rudiś[`] Szejna,James,Shilla

to super, oby tak dalej :ok:

Amberka je ?

coś tam skubnie... trzeba ją trochę ponamawiać, pogłaskać i zaczyna jeść. nie za dużo, ale dobre i to.
tfu, tfu, tfu... żeby nie zapeszyć :wink:

bosze... ja to normalnie jutro się siwa obudzę :roll:

jak się uspokoję trochę i nie będę pijana w sztok (bo muszę jakąś setę walnąć, a może i dwie :wink:

), to Wam napiszę o moich dzisiejszych "przygodach" z Amberką...

o kurcze, to się chyba działo :roll:

spróbuj odpocząć, wyśpij się...
jeja...

ufff... mogę już rozpocząć swoją opowieść... na trzeźwo :mrgreen:

a było to tak...
TŻ wrócił z fabryki, więc mówię idę Amberce zrobić kroplówkę. poszłam.
zamontowałam to wszystko, siedzę patrzę czy kapie... o żesz... nie kapie... biorę łapkę amberkową i próbuję na wszystkie strony tak ułożyć żeby w końcu poleciało... :evil:

nie leci... :evil:

myślę sobie, dzisiaj to już dam jej spokój, wyciągnę wenflon i jutro z rana pojadę do Ań na wymianę wenflonu.
plasterek trzymający wenflon jak na złość trzyma się mocno, że futro rwie... biere nożyczki coby sierść podcinać... cała już zlana potem... wołam TŻ coby pomógł...
bierzemy się za to razem... odklejamy, odcinamy i nagle trach... O ŻESZ!!! słabo mi się zrobiło... wenflon przecięty

końcówka została w żyle...
normalnie myślałam, że upadnę... chociaż siedziałam na podłodze
TŻ racjonalnie myślący, mówi wsiadaj w samochód i jedź do Weta. ja nie wiem po prostu co mam robić - rozpacz totalna... już widzę te przecinane żyły, krew, stres, opatrunki, amputacje łapy, wenflon wbity w jakiś narząd wewnętrzny...

wsiadam. jadę. dzwonię do lecznicy. Ania w odpowiedzi na moją opowieść: to niedobrze, musisz z nią przyjechać.
pół drogi ryczę rzecz jasna, łamię z 15 przepisów... dojeżdżam.
Ania CC szykuje już narzędzia "tortur". Ania Zmienniczka, patrzy na mnie z politowaniem... samej siebie mi żal, więc się jej nie dziwię... :wink:

CC wyciąga Amberkę z transportera. bierze łapkę (ja już mam miękkie nie tylko nogi, ale wszystkie inne części ciała. czekam na diagnozę) rozgarnia sierść i mówi...
o wystaje :roll:

i wyciąga końcówkę wenflonu, która została w żyle...
o żesz... :oops:

fajnie było
:mrgreen:

CoolCaty pisze::mrgreen:
fajnie było

nooooo fajnie... :roll:

szczególnie jak do Ciebie jechałam z duszą na ramieniu :mrgreen:

a najbardziej to mnie rozwaliła ta babka, co była przede mną w gabinecie i później stała przy kasie jak wychodziłam...
"trzeba było wyciągnąć"
o żesz... myślałam, że jej przywalę :evil:

Bo to pani pielęgniarka była :roll:

aaaaa... no to jej wybaczam :ryk:

ja byłam jeszcze ciągle w szoku i miałam zaburzoną percepcję :mrgreen:

po wczorajszym koszmarnym dniu, dzisiaj Amberce dopisuje apetyt :mrgreen:

śpi na półce regału i chrapie aż echo się niesie... niech sobie śpi bidulka... chudzinka się z niej zrobiła, że aż strach. nie widać tak bardzo, bo ma puchate futro, ale jak się ją pogłaszcze, to widać jak się boczki zapadły... a taka z niej była kulka jeszcze niedawno... ehhhh...

z życia moich kotów, to jeszcze tylko wspomnę, że dzisiaj rano wstaję, patrzę, a tu otwarte drzwi od balkonu... no to wszystko jasne. James poooooszeeeedł...
powłóczył się włóczykij i wrócił na szczęście :mrgreen: