One mieszkały w norze. Dziś tak miałczały, że poszedłem szukać czy to nie jakiś podrzutek (w taki sposób stałem się posiadaczem pierwszego mojego kota i myślałem że sytuacje sie powtórzyła). Okazało się że to kocięta i matke je przeniosła w miejsce ze zdjecia (nie wiem czy przeniosła je dlatego że zacząłem tam szukać, czy już była w trakcie przenosin i dlatego tak się darły). Przeniosła najpierw jednego, potem drugiego, a jeden został, miałczał przez 3h i matka po niego nie wróciła, więc znalazłem go, co nie było łatwe, bo był w norze, ale mam na tyle długie rece ze udało mi się go wyciagnąć. Mialem go sobie zostawić i odchować, ale nie dostałem na to przyzwolenia w domu. Na szczęscie matka go przyjeła spowrotem bez problemu.
Mały wyglądał zdrowo, dobrze odżywiony, ma ząbki, próbował nawet gryźć moje palce. Nawet mruczał

Jedynie te oczy zaropiałe. Przemyłem mu je solą fizjologiczną i wacikiem (niestety nie mialem w domu nic do oczu).
Nie pomyślałem o tym ale wykombinuje im jakieś schronienie. Zaniose im później jeszcze troche jedzenia to wtedy postaram się coś im zmontować.
Nie chce też kotki przepłoszyć, bo zaszyje się tak że już kociaków nie znajde.
A domów im ciągle szukam, ale fajnie by było gdyby znalazł się ktoś, kto by te maluchy jeszcze z 3tyg odchował i oswoił.
Najgorsze jest to w tej sytuacji, że 29/30 wracam na studia do Lublina i nie mam czasu za bardzo coś im kombinować. Gdyby to było miesiąc wcześniej mógłbym malce odłapać, wyleczyć, odchowac i rozdać. A tak to co ja z nimi zrobie za tydzien? W domu zostać nie mogą, do akademika też wziąść ich nie mogę...