Cholera widziałam że się za wcześnie cieszę

Mały od ok 13 był jakiś taki niewyraźny. Zjadł kuraka i poszedł spać, potem na chwilkę wstał, pojadł trochę chrupków i znów poszedł spać. W porównaniu z wczorajszym szaleństwem i z tym jak dawał czadu dziś rano coś mi się to podejrzane wydało. Jak spał to mu pociekł z noska glut jeden (wodnisty bezbarwny). Siku i kupy w pracy nie robił (rano w kuwecie były 4 grudki siuśków i 3 kupki po nocy, więc tym jakoś bardzo się nie przejęłam). Jak go wzięłam na ręce to zauważyłam że jakoś szybciej oddycha i wydawało mi się że jego oddech na ręce jest jakiś za ciepły. Ogólnie wyglądał dobrze, oczka praktycznie bez błony. Ja wiem że jestem panikara i kocio-hipochondryk ale tym razem mnie coś tknęło. Miałam takie samo przeczucie jak kiedyś przy Sibelce. Zapakowałam małego w transporter, urwałam się z pracy i poleciałam do weta. Wet na widok maluszka się ucieszył że dobrze wygląda, bo na oko mały wyglądał lepiej niż dwa dni temu ale jak mu powiedziałam swoje obawy to go zbadał i zmierzył temperaturę. Mały rzeczywiście miał gorączkę - 40 z kawałkiem (nie pamiętam dokładnie ile, przyznam się że jak jechałam do weta to byłam nieźle spanikowana). Młody dostał Zylexis i przeciwgorączkowy, do domu też przeciwgorączkowy na jutro jakby miał temperaturę. W piątek kontrola. Kciuki za Gluta potrzebne. Bakterie antybiotykiem wybite, a calcivirus jest zjadliwy szczególnie dla kociaka, który jeszcze 6 dni temu był praktycznie po tamtej stronie...
Na szczęście Młody ładnie je i pije. Organizm walczy. Oczka śliczne, ropy w nosie nie ma.
A... Yoda jest u JaEwki

w łazience. W pralni przy innych kotach nie doszedłby do siebie (wiem jak było z Franią), choć w klatce to jednak wirusy w powietrzu latają, a Pucek znów ma gluta... No a ja też się rozłożyłam. Niewykluczone że podłapał coś od kotów albo ode mnie (choć ja jestem już chyba w 100% sterylna od tych antybakteryjnych żeli itp.). Ech... niech ten Glut już dojdzie do siebie
