Wojtku, Bungo pewnie sama potem opowie, bo to nie ja w tej recepcji...
Ja wrócę na chwilę do świecącego Micia
Otóż jakieś dziwne forum dwa, albo trzy lata temu wmówiło mi, że zdefektowanej Cosi nikt i tak nie będzie chciał i że Niemój najlepiej, gdyby był mój
I ja kretynka nie miałam w sobie jeszcze wówczas wyćwiczonej asertywności na poziomie adekwatnym do łagodnej perswazji miau.pl, czy jak to się tam nazywa. A te wszystkie namowy i zachwyty byle jakimi dachowcami, które przyszły znikąd i mogły do
nikąd wrócić, obróciły się przeciwko mnie i mam na zawsze
tę upiorną parę, zamiast królewskiej, jak w "Dniu świra". Do tego świr luzem.
Mało tego, osiatkowałam ogród tak, żeby nawiać nie mogły.
Cośka kradnie, wynosi kurczaki i wątróbki pod kołdrę, łazi po dachu domu, przynosi wieczorem szerszenie do zabawy....
Mić natomiast, miodzio kot siedem i pół kilo, kocha tylko mnie i odczepić się nie chce. Najbardziej kocha w nocy
Zamiast spać spokojnie, jestem kilka razy budzona nadchodzącym ciężkim kolosem z Rodos (Rodos była o krok od Marmaris), który dodatkowo gada głośno i stąpa pewnie po kołdrze, a czasem się nawet zatrzyma, żeby pougniatać dowolną część mnie pod kołdrą. Jak już dojdzie do poduszki to siedzi obok głowy, głośno patrzy, mruczy, a potem zaczyna zaczepki łapą wielką i grubą. Pac w nos, pac w czoło, bęc pysiem w policzek.... Ostatecznie się uwali na twarzy tak, że oddychać nie można i byle do rana....
A od przedwczoraj jeszcze świeci
Teraz śpi. Słodko. Uśmiechnięty.
Złośliwie go budzę co 15 minut. Niech wie. I mam taką wielką ogrodową lampę do szukania kotów w ogrodzie, to mu tą lampą świecę po oczach
Wracam do Turcji. Natychmiast!