Nie mogę się pozbierać, to mój pierwszy kot, kotka która przyszła do mnie jak byłam ciężko chora i kilka miesięcy leżałam w łóżku, ona malutka porzucona przez matkę, która nie miała czym jej wykarmić, tak chora że już bezwladne ciałko niosłam do lecznicy, i potem często chorowała, czasem jakiś kot ją pogryzł, tyle razy spadała na 4 łapy, karmiłam ją samymi rarytasami, zawsze razem spałyśmy, czekałam na nią w środku nocy, jak poszła sikać do ogródka albo z latarką wychodziłam pod blok, mam wielki żal do lecznicy, w której tylko faszerowano ją antybiotykami, odradzano sterylizacje, że taka nieodporna, że narkoza może ją osłabić, mam żal do siebie, że biegając przez pół miasta w mróz śnieg, z jedzeniem bezdomnym, a zaniedbalam własną ukochaną kotkę, latałam z dziadkowymi kotami z Mikruskiem, Tygryską, a nie pojechałam do innej lecznicy, dopiero koleżanka Marta, która przyczyniła się do uratowania mojej mamy, przyszła do mnie i powiedziała, że coś jest nie tak z Pysi brzuchem, a w tym roku oglądało i badało ją tylu wetów,
PYSIU PRZEBACZ ŻE CIĘ ZAWIODŁAM NIGDY CIĘ NIE ZAPOMNĘ, OD CIEBIE ZACZĄŁ SIĘ PEWIEN ETAP W MOIM ŻYCIU
