Prawie pół roku nie udzielałam się na forum - ale czasami czytam i przeraża mnie coraz bardziej ogrom kociego nieszczęścia...
Dzisiaj rano i na mojej drodze (a raczej drodze mojego syna) stanęła oto taka kocia bida:

W Falenicy, w pobliżu Azylu pod Psim Aniołem do mojego dziecka przylepił się młody kocurek. Ot, taki zwyczajny pingwinek, ale ... całkowicie niewidomy

. Na moje niewprawne oko nie ma jeszcze roku, chociaż klejnoty ma już całkiem dobrze wykształcone i zaczyna nabierać kocurzego wyglądu - spora łepetyna na chudym ciałku. Niesamowicie ufny do ludzi, do mojego syna podbiegł na pierwsze zawołanie. Co miał zrobić? - wziął na ręce, a kot natychmiast usadowił mu się na ramieniu i tak przyszli do domu. Co ja miałam zrobić? - przygarnęłam toto, dałam jeść, przygotowałam osobny pokój z kuwetą i posłaniem...
Widać, że kot jest wychowany w domu: kompletnie ufa ludziom to raz, ktoś o niego dbał, bo jedno oko ma fachowo zaszyte, drugie jest taka szparką, przez którą widać źrenicę, byc może troche reaguje na światło ale nie ma pewności. Doskonale zna odgłosy domowe, nie był specjalnie głodny - ot tak, pochrupal sobie suchego i teraz śpi. Branie na ręce kończy się wdrapaniem kota na ramię albo kark i tak sobie przesiaduje.
Tobiasz nawarczał na niego takim grubym głosem ale mały wcale nie był dlużny

.
I teraz: czy komuś zaginął? czy ktoś mało odpowiedzialnie pozwala niewidomemu kotu na samodzielne wyprawy? czy go po prostu porzucono? (ale widać, że kot bywał u weta - to zaszyte oko...)
Szukamy: właściciela albo nowego domu.
Jutro podrukuję ogłoszenia i porozlepiamy w Falenicy, może jednak ktoś go szuka (oby...)
Najgorsza w tym wszystkim jest reakcja mojego TZ - zrobił mi awanturę, że robię z domu schronisko

Dlatego kot nie może zabawić u mnie długo.
Prosimy o DT dla niewidomego kocurka
