Maryjane - czynisz cuda

Ja chyba nie nadaję się do oswajania dzikusów.
No ale los stawia mi i tak inne wyzwania:
Wczoraj musiałam dziś przyjąć pod swój dach kolejnego kotka
Znajoma siostry Wojtka, znalazła w Oliwie kociaka, ma około 5 tyg., nie miała innego wyjścia niż zawieźć go do schroniska.
Kociak jest skrajnie wycieńczony, kocurek czarny z białymi znaczeniami, autentycznie skóra i kości, porudziałe futerko, odwodniony, osłabiony... apatyczny widac już długo musiał być bez jedzenia.
Podejrzewam, że w schronisku zostałby uśpiony, lub pozostawiony samemu sobie, trochę wbrew rozsądkowi postanowiłam jednak o niego zawalczyć.
Wczoraj byłam u weta, kociak dostał zastrzyk wzmacniający, dostał podskórnie glukozę i NaCl, nakarmiłam go convem, nawadnianie i pokarm zostały podgrzane, bo mały jest wychłodzony.
Modlę się abym wraz z nim nie przytargała do domu jakiejś wirusówki, bo mam łącznie 18 kotów teraz w mieszkaniu, ale raczej nic na to nie wskazuje, kociak nie ma biegunki, wymiotów, oczka miał troszkę zaropiałe, ale nie kicha, nie ma kataru, drogi oddechowe ma czyste.
Mały kocurek dziś jakby lepiej, już mruczy, ugniata i ma więcej energii, w nocy jak się obudził to nawet zjadł samodzielnie michę gerberka, rano jadł niemrawo, ale dokarmiam go kocim mleczkiem i convem strzykawką, ładnie połyka, wszystko się przyjmuje nie ma wymiotów ani biegunki, może będzie dobrze.
Słabo się wyspałam bo co chwila go doglądałam, wymieniałam butlę z ciepłą wodą, ale jest nadzieja dla kocurka to najważniejsze, choć jeszcze jestem ostrozna bo jest malutki i jednal ciągle bardzo osłabiony.
Przed chwilą byłam u weta, małego nadal nawadniamy i dokarmiamy.