Są my. Żywi, chociaż niezupełnie zadowoleni ze sposobu podróżowania

Puciol nienawidzi transportera wprost patologicznie. Znowu z niego zwiała ( w domu), tak jak wtedy w schronisku, nauczyła się, cholera jedna, otwierać. Musi być zastosowana odpowiednia procedura - kot w transporterze siedzi pół godziny w domu, zanim się nie uspokoi, potem transporter jest okrywany kocykiem, żeby nie było widać, z której strony można dać dyla, i niesiony do samochodu w dwie osoby ( jedna uważa na to, żeby kot się nie prześlizgnął między kratami ;P) Kot dodatkowo jest w szelkach i na smyczy. Mam obsesję, że gdzieś zwieje, śni mi się to po nocach

Więc pilnuję jak osioł.
Zapakować też się nie da łatwo, bo się zapiera łapami ( tak, pakowana jest od strony ogona - zapiera się tylnymi

) No i półgodzinne skargi, wbijanie nosa w kraty i walka z pazurami i tym podobne przyjemności. W samochodzie się uspokaja, no kot aniołek. Chociaż w jedną stronę zaprezentowała bardzo śmierdzące niezadowolenie
Chciałam zamieścić ładne zdjęcia Puciola w kwiatach, na trawie pod drzewem, ale kot wylazł (siłą zaniesiony) na taras, skąd usilnie zwiewał do domu. Kot zdecydowanie kanapowy, dwór to zuoooooo. Puciola dwie minuty na tarasie:
Do domu chcę !!! Ćwierka coś, szczeka, te debilne szelki gryzą, a dajta spokój z takim łikendem!!
To jest, kurna, życie, no !