Dziękuję za kciuki i ciepłe myśli.
Albercik już po zabiegu, jest w domu, nie musiał zostawać w lecznicy. Tak się fajnie złożyło.
Ale po kolei. Do naszej zaufanej pani wet jeździmy daleko, więc kot się bardzo zestresował w aucie, bardzo się bał, dyszał okropnie, potem zrobił kupę, zwymiotował i taki nieszczęśliwy dojechał do lecznicy. Myśleliśmy, że nie da rady go wyciągnąć z transporterka, ale w gabinecie sam z niego grzecznie wyszedł. Z obsługą też nie było problemów, tylko warknął sobie cichutko przy zastrzyku.
Guz na szczęście nie był wrośnięty w mięśnie klatki piersiowej, to jest jakiś guz szypułkowy. Wycinek pójdzie na badanie histopatologiczne. Dodatkowo kot został wykastrowany.
Ma śliczne granatowe wdzianko.
Nie chcieliśmy, żeby pani wet go wybudzała, bo z powrotem daleka droga, wybudził się w domu.
Dziś jest obolały, biedny, strasznie mu wyłazi futro, śpi sobie na oknie w słońcu.
Pozwolił sobie podać antybiotyk do pyszczka, więc musi być bardzo słaby.
Potem wkleję fotki, bo mu zrobiłam o poranku.
Kciuki za dojście Pana Kota Alberta do siebie nadal potrzebne.
