Martusia-to kocięta z mamą,które są u kobiety,u której zawsze mieszkam,jak jadę na bursztyny,trzeba je stamtąd zabrać,bo mateńka i one nie mają gdzie się podziać,kobieta nie lubi zwierząt,kocięta się porozłażą,albo zginą na ulicy,zanim ona raczy znaleźć im domy,a mateńka umrze z wycieńczenia i z zimna,bo nawet budki nie ma-urodziła te maluchy pod żywopłotem,a jak przyjechała córka koleżanki gospodyni,to położyła biedakom kołderkę na takiej werandzie,gdzie była w czasie deszczu podmywana wodą.Kotka jest wychudzona i smutna,ciągle rodzi,nikt nie myśli o sterylce,karmiona biedronkową karmą,a i to wtedy,gdy gospodyni nie zapomni
Z radością przyjęła moją ofertę znalezienia kotom nowego domu!
Nie rozumiem,jak można patrzeć na własne zwierzę i nie martwić się,jak ono przeżyje zimę,bez dachu nad głową,zwłaszcza w takim stanie.!