Jestem nowa na tym forum i mam pytanie, które z resztą skłoniło mnie do rejestracji bo nigdzie nie znalazłam na nie odpowiedzi.
Jak nie trudno się domyśleć kocham Koty i zawsze marzyłam, że gdy będę już mieszkać "na swoim" zaproszę jednego (na dobry początek) w nadziei, że zachce się ze mną zaprzyjaźnić...

Kiedy już wyprowadziłam się z domu razem z narzeczonym pół roku zajęło mi przekonanie go do powiększenia rodziny o cztery łapy. Łukasz podchodził do tego sceptycznie, twierdził, że koty są fałszywe, śmierdzą i sieją zniszczenie (tu dodam, że jest umiarkowanym pedantem). W końcu jednak postawiłam na swoim i po wyperswadowaniu mu kupna rasowego kota skontaktowaliśmy się z " domem tymczasowym". I tak w domu pojawił się Nox...
Mimo początkowego nastawienia narzeczonego szybko przekonał się on, że koty są czyste ( do dziś wącha Noxa i nadziwić się nie może, że w ogóle nie pachnie, poza tym ma najgładsze futro jakie u kota dotykałam i leni się mniej niż ja:) (nawet weterynarz nie może się nadziwić ) ) oddane i kochające choć okazują to mniej wylewnie (tu obaj moi chłopcy świetnie się rozumieją) ale za to bardzo spontaniczne.
Nox jest "mieszańcem", czarnym-dymnym kocurkiem, pięknym, zdrowym, mądrym, "małomównym" ale bardzo towarzyskim czyściochem. Oboje za nim szalejemy, zawsze kładzie się z nami spać, rano włazi na mnie i budzi "myjąc" mi brwi albo szczypiąc brodę na kilka minut przed budzikiem a nawet pilnuje nas kiedy bierzemy prysznic (może w obawie czy aby się nie potopimy:). Wprowadził do naszego życia wiele radości i miłości rozpraszając jednocześnie rutynę dnia codziennego...
Ależ się rozpisałam... ale do rzeczy...
Nox jest u nas od lutego. Oboje pracujemy i bywało, że Nox był sam przez kilka godzin dziennie. Dlatego zaczęliśmy się zastanawiać czy nie przygarnąć jeszcze jednego kotka. I tak się jakoś stało, że pod blok przybłąkał się kotek, krążył kilka dni... Garnął się do ludzi i na moje oko miał ok 3-4 miesiące (w tym wieku był Nox jak go wzięliśmy). Dużo wcześniej czytałam na temat wprowadzenia drugiego kota do domu, a że oboje mieliśmy urlop uznałam to za zrządzenie losu.
Kotek został u nas na noc ( od dziewiątej wieczorem) i z samego rana zawieźliśmy go do weterynarza. Okazało się, że jest to ok. 9- miesięczna maleńka koteczka ( waga 2,3 kg, i to wcale nie wychudzona! wydała mi się taka młodziutka bo Nox waży 4,7 kg, przy czym wet twierdzi, że ma idealną sylwetkę, ot po prostu wielki kocur). Malakin miała straszny świerzb w uszach ale poza tym była w dobrej ogólnej kondycji). Dostała komplet leków na odrobaczanie i świerzb. Od razu umówiliśmy się na szczepienie za tydzień i sterylizację za kolejne dwa tygodnie( Nox też jest wykastrowany).
Nox i Mala nie zapałali do siebie miłością ale było lepiej niż się spodziewałam, Mala szybko znalazła kuwetę i miski , kotki jadły razem i wąchały się już następnego dnia, dopiero dnia piątego Mala zaczęła fukać na Noxa a on zrobił się w stosunku do niej agresywny. Dwa dni później wzięliśmy oba koty na umówioną wizytę do weterynarza.
Okazało się że Nox to okaz zdrowia a Mala... jest w bardzo wczesnej ciąży, wykryto ją tak wcześnie bo Mala jest filigranowa. Pani weterynarz poradziła sterylizację aborcyjną... Nie wiem co zrobić muszą sama podjąć bardzo ciężką decyzję, ale nie w tym sęk...
Miną tydzień od wizyty u weterynarza i teraz już Nox zachowuje się jakby chciał zamordować kicię, ona też jest do niego agresywna. Już kilka razy musiałam interweniować żeby nie doszło do tragedii. I nareszcie moje pytanie...

Jak to jest, że relacje moich kotów są coraz gorsze i czy to możliwe, iż to przez ciążę Mali? Czy kocu może być agresywny w stosunku do kotki noszącej nie jego potomstwo?
Bardzo proszę o szybkie odpowiedzi i przepraszam, za tak długi wstęp!