Ok, do rzeczy. W telegraficznym skrócie.
Otóż ostatnio trafiła do nas kotka… Jeden wielki dramat po prostu. Łysa skóra w wielu miejscach. Bardzo cierpi z bólu. Każdy dotyk to dla niej droga przez mękę. Przez pierwsze dni w ogóle się nie kładła. Spała na stojąco. Od niedawna zaczęła delikatnie przykucać. Przez ten ogromny ból nie może normalnie chodzić, porusza się bardzo nieporadnie, starając się używać tylko dwóch pierwszych łap. Często chodził do tyłu jak rak, jak dotknie jakiś przedmiot to się przewracała i wyje z bólu….
I aż serce się kraje widząc jej cierpienie.
Miała badane zeskrobiny (pod kątek grzybów, nużycy i świerzbowca). Oto co napisano:
"W badanej zeskrobinie (sporządzono 3 odrębne preparaty) nie odnotowano obecności jaj oraz dojrzałych postaci ektopasożytów oraz struktur o morfologii nici i zarodników grzybów drożdzopodobnych i dermatofitów.
Informacja dodatkowa: w posiewie kontrolnym obecność licznych kolonii G+ ziarniaków."
Cokolwiek to ostatnie może znaczyć…

Jest leczona, dostaje silne leki, sterydy. Mogę wrzucić zdjęcie z karteczką z historią leczenia. Niestety poprawa jest praktycznie niewielka. Na początku jej skóra była rozpalona, teraz jest ciut lepiej pod tym względem.
Pojawiła się sugestia, że kotka cierpi na dwa różne schorzenia skóry. Wg weterynarzy, to, co łysieje na karku, to alergia pokarmowa (na działkach była karmiona skrawkami wędlin), a jeśli chodzi o to co ma na brzuchu i łapkach, to możliwe, że wpadła bądź ktoś ją rzucił do jakiegoś kwasu. Oto nietrudno, ponieważ żyła na działkach koło zakładów chemicznych, gdzie takich żrących substancji nie brakuje. A wrogów kotów także. Zwłaszcza gołębiarze są dla tutejszych zielonookich niezwykle bezwzględni…
Bardzo chcemy jej pomóc, ulżyć w cierpieniu. Chcemy, by była znów zdrowa. Niestety weci rozkładają ręce. Stąd mój post tutaj. Wiem, że na tym forum są doświadczeni kociarze, którzy nierzadko mają większą wiedzę niż weterynarze. Może spotkaliście się już z podobnym przypadkiem, wiecie co trzeba zrobić? Na tę chwilę leczenie kotki to błądzenie po omacku…
Ona teraz wygląda jak żywy upiorek. Inny weterynarz na jej widok się obrzydził, nie chciał jej dotykać, a na pytanie, czy można jej jeszcze jakoś pomóc, odpowiedział: „tak, wykopać jej dół i do piachu”.
Błagam i proszę was o pomoc. Może wspólnymi siłami uda się uratować kotunię?



Aby zachować ład i porządek, zgodnie z przyjętą normą, wpisuję tutaj rozliczenia.
WPŁATY:
pozytywka 50zł

EdytaB_a 30zł

SLAVA 50zł

ja1 30zł

ellza1 50zł

LANUA 50zł

krzysiekbolo 20zł

mjs 25zł

eplich 20zł

CAŁKOWITE ROZLICZENIE:
leczenie: 150 zł
badanie krwi: 250 zł
transport: 40 zł
transport na sekcję zwłok: 20 zł
Razem: 460 zł