Zaciekawiona tematem naturalnej kociej diety - czytam. Większość nocy i kawał dzisiejszego dnia. I nawet znikomej części jeszcze nie przerobiłam.

Ale wygląda na to, że podstawy załapałam i będziemy próbować.
Chociaż próbowanie to zaczęłam już dzisiaj. Kot jest skłonny jeść chrupki (próbkę RC Weaning wcina teraz, choć bez zapału), lubi puszki (Grau i saszetki Shesir szczególnie, ale i dużo tańsze Animonda Carny Kitten), to byłam ciekawa, czy i surowizna do gustu mu przypadnie. Najpierw na talerzyku odrobina jogurtu naturalnego (do tej pory było kocie mleko albo śmietanka) i ugotowane żółtko. Reakcja? Rzucił się na to, jakbym go głodziła...

Wieczorem mama kupiła wołowinę gulaszową i surowego pstrąga (pstrąg tęczowy może być podawany na surowo, bo nie zawiera tiaminazy). Dałam mu kawałki wielkości dużego paznokcia. Wpierw był trochę niepewny, powąchał, wziął do mordki - i bardzo się konsystencją zdziwił. Zaskoczyło go, że gryźć trzeba. Ale nie odpuścił i w kilka chwil talerzyk wyglądał jak po wyjęciu ze zmywarki.
Wygląda więc na to, że etap przekonywania kota do surowego mięsa mamy już za sobą.

Jutro kurze skrzydełko mu kupię, niech poćwiczy szczęki. Byle z rozpędu za szczury się nie zabrał...