Rzucilam Dominikowi - lec po drabine - pokrzykujac, ze tam kiedys wchodzil czlowiek to czyscic. Bartek rzucil "ja tam wejde". Ja mu na to to sie rozbieraj i szoruj po kalosze.
Sama pognalam szukac lin i tasm jakis.
Potem nakazalam TZ podlaczac prad a mlodemu leciec po lampy - bo z przeproszeniem g.....tam bylo widac.

Koniec koncow wszedl TZ .........Tolka byla tak oglupiala, ze jeszcze z 5 min po wyjeciu stala i nie reagowala na nic........
TZ wlazl - przypial psu smycz - obwiazal wyrzucil nam na gore - po czym niczym Pudzian dzwignal ja ile mogl do gory. W tymczasie ja narazajac sie na wlecenie glowa w otwor szamba wisialam w dol ciagnac ile wlezie........Mlody trzymal mnie + pomagal ciagnac to co wylazilo na gore. .........
Nooo to tak w skrocie bylo. Nogi mam sine, poobcierane o krawdz tego otworu pewnie, rozwalony lokiec........caly czas czuje ten smrod.....
Pies na szczescie nie protestowal ale i nie pomagal. Kompletny bezwlad. Poza obtartymi do krwi tylnymi nogami nic jej nie jest.
A szambiarza jest szansa, ze zabije nawet za miesiac. On zalozyl gorna pokrywe. A dolnej nie. stala sobie radosnie oparta....