Daaaaawno mnie tu nie było! Nasze diabły, które adoptowaliśmy były zdrowe i radosne, Lucyferek przeszedł operację kastracji (był wnętrem) i od tego czasu nie mieliśmy żadnych kłopotów. Niestety jakieś dwa tygodnie temu (chyba dokładnie w nocy z 3go na 4go) nasza blondyneczka Lamia zaczęła wymiotować. Na początku nie przejęłam się tym (od jakiegoś miesiąca raz na tydzień, dwa charchała trochę w nocy- kłaczek) ale powtórzyło się to ze trzy razy tej nocy, później jeszcze rano jak byłam w pracy również jak się okazało wymiotowała śliną a później żółcią. Zawiozłam ja do kliniki dostała biotyl, cerenie, tolfinę (nie wiem czy to dobre napisałam rozczytuje z książeczki) solvertyl i PWE . Całą tę armię dostawała co dziennie bez przerw weekendowych aż do poniedziałku włącznie, w sobotę dodatkowo kroplówkę. Jadła niewiele i widać było, że boli ją gardło. Dawaliśmy jej zmielone mięso z kurczaka ( uwielbia kurczaka i tylko to jadła, nie chciała jeść tej paćki dla rekonwalescentów, którą dostałam) Oczywiście padło podejrzenie białaczki, mimo że nie miała styczności z innymi kotami poza Lucyfrem (jest niewychodząca) i rok temu była szczepiona dla świętego spokoju zrobiliśmy badanie krwi wyszło negatywne.
We wtorek dostała już tylko antybiotyk i ranigast w zastrzyku, osłonowo podawałam kwas mlekowy do pyszczka. Wszystko było cacy aż do wtorku 16go znów wymioty znów zastrzyki cerenia i ranigast i wszystko OK. Dawałam jej w domu ranigast w tabletkach ( zalecenie 3xdziennie po 1/6tabletki) że nie byłam w stanie podawac jej trzy razy dziennie dostawała 2 razy po trochę więcej niż 1/6 bo jak podzielić tak małą tabletkę na 6!
Dziś z godzinę temu znów się zaczęło znów wymioty, najpierw pokarmem teraz już tylko śliną ;( Na szczęście zasnęła i mam nadzieję, że do rana będzie dobrze.
Dodam, że miała robione pełne badanie krwi i nie zżarła nic chemicznego, USG nie wykazało żadnych zmian poza zgrubiałą ścianą żołądka o śr 6mm bez zmian rozrostowych o organiczonym odczynie zapalnym na otrzewnej ok 20mm średnicy z pojedynczym mm powiększonym węzłem chłonnym.
Z badania krwi (wykonane 5.08-drugi dzień wymiotów w zasadzie prawie nic nie chciała jeść)
Poniżej normy:
MCH :12,5
MCHC: 28,9
Leukocyty 5,47
Limfocyty % :8,79 (sporo poniżej normy : 15,0-38,0)
Limfocyty ilościowo : 0,479 ( norma :1-4)
zasadochłonne ilościowo : 0,007 (norma 0,01-0,10)
powyżej normy:
Monocyty% :6,89 (ilościowo wyszły w miarę po środku normy)
Kwasochłonne% :13,2 (BARDZO wysokie norma1,0-6,0)
kwasochłonne ilościowo: 0,724
ALT (GTP) : 88,3
AST(GOT) : 31,9
Na granicy górnej Erytrocyty :9,90
Na granicy dolnej Zasadochłonne % : 0,123
Obawiam się, ze reakcją lekarza będzie podanie kolejnej dawki antybiotyku i czegoś na wymioty +Ranigast. Co jeśli historia znów się powtórzy i po tygodniu spokoju Lamiucha znów zacznie wymiotiwać? Czy ktoś z was spotka się z czymś podobnym? Najprawdopodobniej za 2tyg będzie miała badanie na helikobakter. Jutro pewnie znów dostanie zastrzyki, przynajmniej nie wymiotuje wtedy i lepiej się czuje...
Proszę poradzcie jeśli mieliście podobne kłopoty (badanie nie wykazało już tkliwości przełyku, nic nie utkwiło w gardle, brak nadżerek i ran dziąseł, ząbki sa piękne białe- w sumie co się dziwić jak w marcu skończyła rok) Naprawdę bardzo się o nią boję! Nie wiem czy powinnam iść do innego weterynarza? Mieszkam w Ursusie i niestety nie mamy samochodu polecicie gdzie warto się udać? Czy warto zmieniać, czy obecne leczenie przeprowadzane jest prawidłowo i zostać tu (objawowe, bo nie sa w stanie stwierdzić co jest przyczyną wymiotów i zakwaszenia organizmu)