Dwa dni temu udało mi się go złapać, był tak przyzwyczajony do swojej karmicielki, że nie stanowiło to problemu. Tylko dzięki jej uporowi Aluś znowu nabrał ciałka, chodziła za nim po całym osiedlu, żeby go nakarmić. Wczoraj trafił do lecznicy. Tak jak się spodziewałam, oczko było do wypatroszenia, nie było już co ratować. Jeszcze wczoraj wieczorem chirurg je usunął. Jego pobyt w lecznicy wet ocenia na co najmniej 10 dni (trzeba zdjąć szwy), potem jeszcze będzie kastracja. Co dalej? Nie wiem... Karmicielka, która tak o niego dbała nie da rady go wziąć, ma 70 lat i 7 własnych kotów. Podziwiam ją, że dokarmia jeszcze 4 koty osiedlowe, mimo że jest notorycznie prześladowana przez mieszkańców osiedla.
Czy znajdzie się ktoś, kto da mu dt, szanse na normalne życie? Nie wyobrażam sobie wypuszczenia go znowu na to osiedle, z jednym okiem ma marne szanse...




